Zdjęcie: Barbara Bogacka Fotografia
Minął już kwartał od kiedy książka „Autentyczność przyciąga” ukazała się na rynku. Był to dla mnie bardzo intensywny czas. Tak intensywny, że dopiero teraz udało mi się stworzyć wpis, który chodził mi po głowie od samej premiery. A mianowicie KULISY.
W tym czasie wiele osób pytało mnie o różne szczegóły związane z powstaniem książki. Często pojawiały się pytania: Ile czasu zajęło mi pisanie? Jak godziłam pisanie książki z innymi zleceniami? Jak szukałam wydawcy?
Wpis ten na pewno nie wyczerpuje tematu. Ale mam ochotę podzielić się z wami kilkoma impresjami z mojej drogi.
Aby książka w ogóle mogła powstać, musiałam ją najpierw wymarzyć, a później zrobić dla niej miejsce w moim życiu. Pisałam już o tym we wpisie: O marzeniach, czyli jak powstawała moja książka.
A jak to wyglądało w praktyce?
Jak zaczęłam pisać?
Zacząłam od tego, że spotkałam się z Marią Kulą z Perypetie.com i powiedziałam jej, że chcę napisać książkę, ale nie mam zielonego pojęcia, jak się za to zabrać, ile czasu może mi to zająć i jak mogłaby mi w tym pomóc.
Umówienie się z Marią na współpracę przy pisaniu spowodowało, że wyszłam z moim pomysłem na zewnątrz, powiedziałam o nim światu (w osobie Marii). Pracując z Marią mogłam sama wyznaczać sobie deadline’y, ale miałam zewnętrzną motywację, żeby ich dotrzymywać. Po naszkicowaniu wstępnego planu – mogłam pisać o tym, o czym akurat miałam ochotę i nie musiałam martwić się strukturą – bo wiedziałam, że mam zapasową parę oczu, która nad tym czuwa.
A jednocześnie – każde nasze spotkanie i niemal każda wymiana maili delikatnie popychały mnie do wychodzenia poza moją strefą komfortu. Gdy już czułam się ciepło i bezpiecznie – Maria podsuwała sugestię, która w pierwszej chwili wydawała się Nie-Do-Wyobrażenia, a po pewnym czasie okazywała się doskonałym pomysłem – wymagającym wysiłku, ale przynoszącym ogromną satysfakcję.
Osobiście uwielbiam czytać Perypetie.com i to, co Maria pisze na temat pisania. Znajduję w tym zawsze mnóstwo inspiracji dla siebie. Jeśli ty też marzysz o napisaniu książki, ale nie masz zielonego pojęcia, jak się za to zabrać – polecam indywidualną pracę z Marią i jej kursy pisania.
Możesz też znaleźć w swoim otoczeniu osobę, z którą umówisz się na dostarczanie poszczególnych fragmentów w ramach deadlinów, na rozmowy i opracowanie wstepnego planu książki (który zmieni się później kilka razy – ale bardzo ułatwi Ci to, co najważniejsze – rozpoczęcie pisania i pokonywanie kolejnych blokad i zwątpień, które NA PEWNO się pojawią).
W temacie radzenia sobie z nimi bardzo polecam to, co Elizabeth Gilbert mówi i pisze na temat procesu twórczego oraz oczywiście i zawsze „Drogę Artysty” Julii Cameron.
IIe czasu zajęło mi pisanie książki?
Na pierwszym etapie, który rozpoczął się w maju 2014 roku, starałam się przeznaczyć na pisanie jeden cały dzień w tygodniu – ale jednocześnie cały czas badałam, co u mnie działa, a co nie.
Szybko okazało się, że trudniej jest mi wejść w pisanie z marszu. Czasami udawało się usiąść rano i po prostu pisać, a czasem – zanim weszłam w fazę pisania, musiałam przeczytać ileś tam fragmentów do tyłu.
Deadline’y pomagały mi zawsze – choć czasem przekraczałam je o kilka godzin albo dzień.
Po dwóch czy trzech tygodniach zdecydowałam, że na pisanie przeznaczę dwa dni w tygodniu. Później zwiększyłam tę częstotliwość do trzech dni.
W wakacje udało mi się wykroić na pisanie dwa razy po pełnym tygodniu i to był najlepszy czas – bo byłam w procesie i nie musiałam sobie za każdym razem przypominać, o czym to ja tak w ogóle piszę.
Na początku września – gdy miałam gotowe (jak mi się wtedy wydawało) 70-80% książki oraz szczegółowy plan tego, co się w niej znajdzie – przy wsparciu Marii Kuli z Perypetii przygotowałam propozycję wydawniczą (opis książki, moje bio, dwa przykładowe rozdziały) i rozesłałam do kilku wydawnictw.
Czy miałam znajomości w wydawnictwach?
Nie. Nie znałam osób do których wysyłałam propozycje wydawnicze. Z wydawnictwem Onepress skontaktowałam się za pomocą formularza na ich stronie internetowej. I stworzyłam moją propozycję, stosując się do wytycznych, które tam znalazłam.
Do kilku innych wydawnictw poradnikowych (które odkryłam przeczesując półki z poradnikami w księgarniach oraz internet) również wysyłałam propozycje zgodne z ich wytycznymi na stronach www. Okazało się zresztą, że wiele wydawnictw, których z poradnikami nie kojarzyłam, ma je w swojej ofercie.
Jak dowiedziałam się, że książka zostanie wydana?
Dzień w którym dowiedziałam się, że wydawnictwo Onepress, które było moim „pierwszym typem” jest zainteresowane wydaniem książki, opisałam szczegółowo w jednym z listów o pisaniu:
W zachmurzony poranek schyłku września zasiadłam do mojego biurka w celu napisania nowego fragmentu. I wtedy stanął mi przed oczami link do wystąpienia Brené Brown.
Kiedy skończyłam słuchać i notować, otworzyłam moją skrzynkę mailową. I ONIEMIAŁAM. W skrzynce czekał mail od wydawnictwa Onepress – przesłany dosłownie kilka minut wcześniej (gdy cała byłam słuchaniem i notowaniem – dzięki czemu przez chwilę nie byłam strachem). Przy pierwszym czytaniu maila nie zrozumiałam ani słowa. Przy drugim, dotarło do mnie, że chyba są zainteresowani moją książką. Przed trzecim czytaniem odtańczyłam szaleńczy taniec do kawałka Lykke Li „Dance, dance, dance”. Piosenka ta towarzyszyła mi wtedy często i podnosiła energię w krótkich przerwach od pisania, kiedy jeszcze pisałam. Uznałam ją więc za najodpowiedniejszą towarzyszkę do tego tańca:
Zdyszana, wykonałam ważny telefon, podczas którego przeczytałam wiadomość po raz trzeci – NA GŁOS. Wtedy zaczęłam wierzyć, że to PRAWDA. Tego dnia wykonałam jeszcze kilka euforycznych telefonów.
A następnie – oficjalnie rozgrzeszając się z niepisania przez całą resztę popołudnia i wieczoru – praktykowałam wdzięczność. Wtedy i w moim wydaniu wyglądało to tak, że ilekroć zaczynałam myśleć o tym, ile czeka mnie pracy, jak bardzo się tego boję i na co ja się w ogóle porywam – przerywałam myślowy kocioł i przypominałam sobie, że wydawnictwo, na którym NAJBARDZIEJ mi zależało CHCE WYDAĆ moją książkę.
Nie był to wcale koniec pisania.
Wydawnictwo zaproponowało, bym rozszerzyła tematykę książki. Pomysł ten wydał mi się sensowny i ciekawy. Wymagał jednak spojrzenia na całość świeżym okiem. A przy tym okazało się, że zamiast 70 czy 80%, mam teraz 30 albo 40% książki. Stworzenie nowego planu, jego weryfikacja, umowy, inne zlecenia i mój urlop sprawiły, że do ponownego pisania wróciłam w grudniu.
Jak pisałam dalej?
Tym razem sama ustaliłam sobie deadline (na połowę stycznia 2015 roku) i wpisałam go w umowę wydawniczą. Termin realistyczny, ale wymagający dużej dyscypliny. Cały grudzień upłynął mi na pisaniu – a przerwa świąteczno-noworoczna – kiedy mogłam nawet nie zaglądać do skrzynki mailowej – była szczególnie intensywna.
Nie oznacza to, że Wigilię, Święta i Sylwestra spędziłam na pisaniu – ale już w Trzech Króli powstał całkiem spory fragment dotyczący content marketingu i promocji.
Tydzień przed deadlinem miałam 90% książki, absolutny mętlik w głowie i zero dystansu. Wtedy do akcji wkroczył mój „osobisty redaktor”, który na co dzień zajmuje się zupełnie inną branżą, ale posiada dystans, umiejętność ogarniania projektów w całości i wnikliwość godną etatowego redaktora. Po dniu przerwy, przedyskutowaniu moich wątpliwości oraz uwag redaktorskich, wprowadziłam kilka zmian konstrukcyjnych, które wpłynęły na ostateczny kształt książki – taki jaki jest obecnie.
Po dostarczeniu tekstu do wydawnictwa czekały mnie jeszcze poprawki korekcyjno-redaktorskie, a później praca nad wizualnym wyglądem książki (od okładki przez wnętrze).
A później to już wiecie :)
Zobacz stronę o książce i najnowsze opinie na jej temat.
———————
Wpis bierze udział w Karnawale Blogowym Kobiet. Tematem tej Edycji jest Świętowanie. W moim przypadku świętowanie kulisów wydarzenia, które było dla mnie najważniejsze w tym roku. I które to świętowanie w natłoku „spraw” zeszło trochę na dalszy plan. Uważam, że nie powinno tak być. Ale to już przyczynek do innych rozważań, które we wspaniały sposób nakreśliła Marzena Tajchman w swoim wpisie wprowadzającym w tematykę świętowania: Świętuj jak Mistrzowie.
Marzena Tajchman z bloga Części Wspólne jest opiekunką #9 Edycji Karnwału. Więcej o całej imprezie dowiesz się tu: http://karnawalblogowykobiet.pl/swietowanie-9-edycja-karnawalu/.
———————