Zdjęcie: Hawana, Avenida Italia (z mojego telefonu)
Być może dosięgły cię wiadomości o mojej podroży. Ale jest jeszcze bardziej prawdopodobne, że dosięgła cię moja nieobecność. Moje milczenie.
Przez ostatnie kilka miesięcy przemierzałam wyspy i kraje Ameryki Środkowej – od Grenady po Kubę, która w moim sercu zajęła szczególne miejsce.
W tym czasie nie miałam zbyt częstego dostępu do internetu. Na Kubie – gdzie spędziłam najwięcej czasu – jest on bardzo ograniczony, dosyć drogi i powolny. To naprawdę uczy priorytetyzacji, bo korzystając z godzinnej karty musiałam bardzo dobrze wiedzieć, po co wchodzę do sieci i co MUSZĘ zrobić w tym czasie. Na to, co MOGĘ zwykle zostawało bardzo mało czasu.
Na mój rytm życia w podróży wpływała głównie pogoda i dynamika kolejnych miejsc.
Jednym słowem – nie pisałam w tym czasie NOTATEK i nie publikowałam ich na blogu. Jeśli prześledzisz mój profil na Facebooku z ostatnich kilku miesięcy (ten prowadziłam dość regularnie, ale często oznaczało to planowanie wpisów na miesiąc albo dwa do przodu) znajdziesz w nim kilka podróżnych myśli. Większość jednak zapisywałam w zeszycie. Zapisałam w ten sposób kilka zeszytów.
Tą NOTATKĄ chciałam ogłosić, że WRÓCIŁAM!!!
Przez kilka najbliższych miesięcy będę w Krakowie!
Brakowało mi pracy!
Rozsadza mnie energia. Mam mnóstwo planów i pomysłów.
Niedługo będę je materializować i ogłaszać.
A na razie mam potrzebę podzielić się z tobą kilkoma podróżnymi myślami, które mi towarzyszyły. Zapisem stanu umysłu i próbą uchwycenia czasu, którego w żadnym wypadku nie nazwałabym „straconym”.
Ten wpis którejś nocy wylał się ze mnie w takiej formie (niemal skończonej – choć pozbawionej polskich znaków). Było ciemno, więc zamiast w zeszycie, zapisałam go w telefonie. A teraz redaguję i gdzieniegdzie uzupełniam.
Dlaczego podróżuję?
Najkrótsza odpowiedź:
Żeby dowiedzieć się czegoś o świecie.
Żeby dowiedzieć się czegoś o sobie.
Co mi daje podróżowanie?
Uczenie się wdzięczności
Ćwiczenie się w niej każdego dnia. Bo tak wiele otrzymuję. Bo nie wiem nawet, JAK miałabym to zwrócić, przetworzyć i puścić dalej w obieg świata.
Oddalenie i inną perspektywę
Ze zdumieniem odkrywam, jak wiele rzeczy, które kiedyś mnie stresowały albo frustrowały – nie ma znaczenia.
Szkołę minimalizmu w praktyce
Tego, co dla mnie osobiście stanowi niezbędne minimum, a co mogę uznać za niepotrzebny balast.
Spowolnienie życia
Takie, jakiego pragnęłam, ale nie byłam w stanie wprowadzić w moje dotychczasowe życie.
Teraz uczę się go w praktyce. Z obserwacji siebie – kiedy nie muszę biec. I z obserwacji tych, którzy w ogóle nie potrzebują tego konceptu, bo żyją nim już teraz.
Przy okazji testuję też moje granice tolerancji, gdy czasem nieświadomie nakładam na nich oczekiwania mojego świata, który musi się uczyć spowolnienia na nowo – w salach warsztatowych i z tomów książek. A i tak uważa się za lepszy i chce reszcie globu narzucać swoje standardy i procedury.
Oderwanie od czasu
Zabranie mu panowania nad moim życiem. Takie proste wyrwanie z ręki batuty (a może bata?).
Ten aspekt podróży najpiękniej oddają słowa Piotra Cieplaka, które znalazłam w książce „O niewiedzy w praktyce, czyli droga do Portugalii”.
Wśród wielu książek o podróżach, które czytałam, ta zajmuje szczególne miejsce. Trafiłam na nią zupełnie przypadkiem (a może raczej, szukałam jej, a ona mnie).
Jest to zapis miesięcznej rowerowej wyprawy / pielgrzymki do Portugalii, zapis medytacji w ruchu, modlitwy, drogi, która jest przynajmniej tak samo ważna jak jej cel.
A niektóre spostrzeżenia są tak mądre i głębokie, że aż zielenieję z zazdrości. Ale zamiast zielenieć w samotności, wolę się nimi podzielić:
Białoszewski tak opisał jedną ze swoich wypraw:
„Czekałem na A, przyjechało B”. I tyle. Aż tyle.
(…) Czekać na A i odkryć, przyjąć do wiadomości, uznać, wchłonąć, pogodzić się i zdziwić faktem, że przyjeżdża B, to wielka sztuka, godna praktykowania i doskonalenia przez całe życie. (…) Podążać na swój sposób jego tropem, podjąć to wyzwanie i nie obrażać się! Oto podróż: wyjść na drogę i czekać na A!
(…) Ale jeszcze o czasie. Mieć czas dla podróży. Dać jej czas. Podróż domaga się daniny czasu, rezygnacji z władania nim. To zrozumiałe, jeśli plan i cel podróży są bardziej skomplikowane niż rozkład jazdy pociągów. To wyższa szkoła jazdy i również dlatego podróżowanie jest towarem luksusowym. Czekać na A i wsiadać do B, wahać się nad C, nie zdążyć do D, przepuścić kolejne, aby jakimś Ó kreskowanym wylądować w pobliżu A, czyli w Ą. Trzeba mieć zdrowie. Mieć czas albo raczej oddać go zupełnie. Wyzwalać się z czasu, na ile to możliwe. Nie być początkiem ani końcem, na ile to możliwe. Podróżować, na ile to możliwe.
Piotr Cieplak „O niewiedzy w praktyce, czyli droga do Portugalii”
Naukę nieprzywiązywania się zanadto
Do moich wizji i planów. Ale też do miejsc i ludzi.
Bo nie wszystko da się zabrać ze sobą, spakować do bagażu i zachować na dłużej.
I nie wszystko warto zabierać.
Przeplatanie smutku i radości
W jednym i tym samym momencie.
Ufanie ludziom
Ciagle i na nowo. Bez popadania w ślepą naiwność. I z pełną świadomością, że mogę zostać oszukana – w każdym momencie. Te drobne i większe oszustwa są dla mnie ceną, którą zgadzam się płacić z nawiązką. Za możliwość zbliżenia do tej niewidzialnej granicy, która mnie oddziela od innych i czasem za nieoczekiwaną możliwość jej przekroczenia (nawiązania bliższej relacji, a nawet przyjaźni).
Konfrontowanie się z moimi ograniczeniami i niemożliwością
Akceptowanie niemożliwości i ograniczeń – moich i tych zewnętrznych, które codziennie wpływają na moje życie.
Ale też odkrywanie, jak wiele jest możliwości i jak wiele ograniczeń jestem w stanie pokonać – kiedy bardzo chcę. Albo nie mam wyjścia.
Naukę pokory
Tego, że nie wszystko zależy ode mnie.
To dla mnie również poddawanie się zewnętrznym okolicznościom bez (nadmiernej) próby ich kształtowania.
Przyjmowanie świata takim, jaki jest w swojej niedoskonałej doskonałości.
I przyjmowania siebie i innych w ten sam sposób.
A także naukę tej prostej prawdy, że
Morze nie zależy od niczyjego uznania
Felicitas Hoppe „Pigafetta” (czyli najpiękniejsza książka o morzu, jaką czytałam).
I że podobnie jest ze światem – on też „nie zależy od naszego uznania”.
Przeżywanie frustracji
Bo te też mi towarzyszą. I to takie, których nie doświadczałam nigdzie indziej. A przynajmniej nie na taką skalę. A może tylko nie miałam czasu ich przeżywać.
Ciągłe wystawianie się na dyskomfort nierozumienia i bycia nierozumianym
Mimo prób i dobrej woli. Mimo godzin spędzonych na nauce języków. Bo poza językiem jest jeszcze cały obszar doświadczeń, odniesień, przeżyć – nieprzekładalnych. Niemożliwych do przetłumaczenia i przekazania. A do tego dochodzi cała masa takich zwykłych nieporozumień i przejęzyczeń. Często śmiesznych, ale czasem też bardzo frustrujących (bo pokazujących mi czarno na białym moje nieporadności i ograniczenia). To, że mogę o tym teraz napisać w moim własnym języku – to prawdziwa ulga.
Zawierzanie życiu
Ufanie, że mnie prowadzi. I ciągłe wystawienie się na przypadek i niewiadomą.
Tutaj również posłużę się słowami Piotra Cieplaka:
Niewiedza to największa zmora. Nie wiedzieć na pewno, dokąd się zmierza, kiedy dotrzemy na miejsce, jakie są losy naszego dobytku? To oznacza być nagim, wystawionym na cierpienie i pośmiewisko. Oznacza skok w otchłań, często w tym momencie określaną jako ciemną. I nie ma takiego ludzkiego umysłu, który by się nie trwożył.
Akceptowanie roli gościa
Przybysza w nie swoim kraju. Bez pouczania. Bez narzucania swoich standardów i oczekiwań.
To nie zawsze jest proste. Bo to też część europejskiego ciężaru albo trudnego pokolonialnego dziedzictwa. Przekonanie, że „wiemy lepiej”, albo że „my już przeszliśmy tę drogę”. Trzeba zachować czujność. A czasem wręcz złapać się za rękę.
Godzenie się z „rolą turysty” i próby jej przekraczania
Zajęło mi trochę czasu pogodzenie się z myślą, że choćbym nie wiem jak się starała, zawsze przez część osób będę odbierana jako „turystka” (z całym bagażem ciążących na tej roli stereotypów, oczekiwań, małych i większych oszustw, i z jej wpływem na relacje między ludźmi). Że choćbym nie wiem ile czasu spędziła i jak bardzo nie próbowała zbliżyć się i „zrozumieć” – nigdy nie będę „stamtąd”.
Ale też świadomość tego niewygodnego bagażu pozwala mi tę rolę przekraczać – na różne sposoby rozbrajać stereotyp turysty. A przy tym również staram się nie wtłaczać innych w inne role.
Zaspokajanie ciekawości oraz nieustannej chęci i potrzeby POZNAWANIA
Przy jednoczesnej bolesnej świadomości niemożliwości całkowitego wniknięcia, poznania i zrozumienia. I przy całej świadomości pułapek czyhających po drodze.
Ta część moich przemyśleń była wspierana przez lekturę książki „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym” Jennie Dielemans.
A także portalu Post-turysta.pl (wtedy, gdy jeszcze miałam internet).
To w moim odczuciu obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy podróżują i chcą podróżować. Intelektualne wyzwanie, a czasem też gorzka pigułka do przełknięcia.
Zamieszczone na portalu eseje są bardzo interesujące, choć nie zawsze przystępnie napisane. Ich autorami są osoby specjalizujące się w takich dziedzinach jak kulturoznawstwo, antropologia, orientalistyka, socjologia, filozofia, ekonomia.
W esejach tych patrzy się na zjawisko turystyki z perspektywy interdyscyplinarnej: socjologicznej, ekonomicznej, postkolonialnej, postmodernistycznej, lingwistycznej, ekologicznej, związanej ze zrównoważonymi i odpowiedzialnymi formami podróży oraz filozofią dialogu Levinasa.
Żeby dać próbkę tego sposobu myślenia, przytaczam fragment tekstu wprowadzającego w ideę odpowiedzialnego podróżowania:
Powstaliśmy by skomplikować ludziom myślenie o wakacjach, by tłumacząc przeróżne mechanizmy rządzące turystyką wyposażyć turystów w świadomość globalnych współzależności, przyczyn i konsekwencji turystycznych zachowań oraz samoświadomość podlegania procesom psychologicznym, komercyjnym i ideologicznym. Przede wszystkim chodzi jednakże nam o odległy świat i jego mieszkańców. Wyszliśmy z założenia, że tylko świadomy turysta, może podróżować prawdziwie odpowiedzialnie i etycznie. Dlatego dla post-turysty mieszkańcy odwiedzanych miejsc powinni być partnerami, podmiotami spotkania – nie wakacyjną obsługą lub krajobrazem. A jeżeli będą partnerami, to znaczy, że turysta ponosi współodpowiedzialność za kształt i charakter owego spotkania turystycznego. Współodpowiedzialność, która nie jest łatwa niczym bułka z masłem.
Więcej i bardzo ciekawie na: http://post-turysta.pl/
Obserwowanie mojego uprzywilejowania
Na wielu poziomach. Uczenie się, jak probować z niego nie korzystać.
Jak oduczać się korzystania z przywilejów, które są poza mną. Które zostały mi nadane z racji miejsca, w którym się urodziłam i zestawu cech genetycznych, w który zostałam wyposażona (kolor skóry, kolor włosów). A jednocześnie świadomość, że całkowite ignorowanie tych cech nie jest możliwe, że raczej należy starać się, by różnice nie wytwarzały nierówności niż zaprzeczać samym różnicom.
Albo jak ujęła to Gayatri Chakravorty Spivak:
„Mój projekt to próba starannego oduczania myślenia o naszych przywilejach jako utraconym darze”
Gayatri Chakravorty Spivak „Strategie postkolonialne”
Trochę więcej na temat uprzywilejowania i nierówności napisałam jakiś czas temu w notatce: Co z tym światem?
Temu wszystkiemu towarzyszyły jeszcze niespodziewane przypływy kreatywności. Wybuchy wręcz.
W pierwszych kilku miesiącach głównie odkrywałam, czego nie wiem.
Próbowałam ogarnąć moje doświadczenie wzrokiem i rozumem.
Teraz zaczynam bardziej ufać temu, co widzę i co czuję – zdając sobie w pełni i boleśnie sprawę, że jest to tylko ta część prawdy, która dotyczy mnie samej i mojego doświadczania tej podroży. Tylko tyle i aż tyle.
Chce sprobować przelać to na papier. Zebrać moje myśli i notatki w pewną strukturę, którą na razie tylko przeczuwam.
A żeby trochę wyjść z mojej głowy i spojrzeć na moje doświadczenia z dystansem, zapytam ciebie:
Co tobie daje podróżowanie?
A może któreś z moich przemyśleń szczególnie z tobą rezonuje albo obudziło w tobie dawno zakopane wspomnienia.
Podziel się tym!