>
Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie

O niewygodach płynących z notowania

17 września 2014
Ania Piwowarska

I o teście prysznica.

Pisałam już o tym, jak bardzo lubię notować.

O tym, że staram się chwytać myśli w locie, zapisywać zdania, słowa i dialogi, które usłyszę przypadkiem i które mnie rozbawią albo zachwycą.

I o tym, że mam na tę okazję specjalne notatniki i zeszyty (a niektóre urzekające).

Pisałam już O pożytkach płynących z notowania.

A kiedy już o nich napisałam, przyszło mi do głowy, że jest jeszcze druga strona. Trochę ciemniejsza. Trochę smutniejsza. Albo bardziej refleksyjna.

I o niej będzie tym razem. 

Ale najpierw będzie o teście prysznica.

Ostatnio najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy pod prysznicem. 

To chyba jedyne miejsce, w którym nie trzymam notesu. Nie mam też przy sobie telefonu. Ani nawet biletu, papierka po gumie. Nic.

Teoretycznie dałoby się to załatwić. Do szafki z kosmetykami mogłabym schować zeszyt i kilka długopisów. Wyskakiwać za każdym razem, gdy jakaś myśl przyjdzie mi do głowy i drżącymi, a do tego mokrymi rękami – z szamponem na włosach kapiącym na podłogę – zapisać ją. Po czym schować zeszyt, zamknąć szafkę, wejść z powrotem pod prysznic, spłukać szampon – by po namydleniu się – znowu wyskoczyć – kapiąca i mokra, bo kolejny (i być może najgenialniejszy dzisiaj) pomysł wpadł mi właśnie do głowy.

Nie robię tego jednak. Zamiast tego stosuję test prysznica.

Test prysznica wygląda tak:

Jeśli jakiś pomysł jest na tyle wspaniały, że jestem go w stanie zatrzymać w mojej głowie przez 5 minut – to znaczy, że jest wart zapamiętania. Jeśli pojawia się i znika w jednej sekundzie – spływając do kratki ściekowej razem z szamponem – znaczy, że nie przeszedł testu. Trzeba pozwolić mu odpłynąć.

Przez wiele lat mojego życia nie pozwałam odpływać pomysłom. 

Służyły temu liczne zabezpieczenia w postaci notesów w strategicznych miejscach domu, w torebce i na komputerze. Ale i tak czasem jakaś myśl lub słowo, które wydawały się mini odkryciem – ulatywały zupełnie bezpowrotnie. Wtedy był to dla mnie powód do rozpaczy.  Złościłam się na siebie i nie godziłam wewnętrznie na taki stan rzeczy. 

Kiedy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy (osoby, która nadal notuje i docenia pożytki z notowania płynące) – zauważam, że była w tym pewna przesada i chyba jakiś głębszy, a na pewno głęboko skrywany niepokój.

Na strychu pamięci

Zeszyty, notatniki i foldery w komputerze miały mnie chronić przed utratą – pomysłu, zdania albo słowa, które chciałam zatrzymać. Prawda jest jednak taka, że zdania te nadal leżą w nich ukryte. Niby zawsze mogę do nich sięgnąć – ale robię to bardzo rzadko. W zasadzie zaglądam tylko do tych najświeżych. I tylko one mogą liczyć na materializację. 

Stare, przejrzałe pomysły, zdania i słowa leżą na dnie nigdy nie otwieranych folderów oraz pudeł z zeszytami, o których przypominam sobie w momencie kolejnej przeprowadzki. Są jak zasuszone motyle przyszpilone do klaserów i leżące na strychu, na który nikt nie zagląda latami.

Zeszyty, notatniki i foldery w komputerze miały mnie chronić przed utratą. Miały zachowywać rzeczywistość złapaną w locie. Miały utrwalać świeżość – sformułowania, myśli, wspomnienia. Ale notatki nie mają aż takiej mocy. I tak naprawdę nic nie jest mnie w stanie uchronić przed stratą. Ani przed zmianą. Ani przed tym, że niektóre rzeczy i ludzie odpływają, oddalają się, pokrywają kurzem niepamięci.

O tym, co odkryłam w związku z moimi notatkami.

Życie płynie. Nie mogę zatrzymać wszystkiego. Nie mogę wszystkiego zapamiętać. 

Nie mogę też wykorzystać wszystkiego, co się pojawia – wszystkich zdań, pomysłów, metafor. Wszystkich celnych stwierdzeń mądrych ludzi. 

Mogę jedynie ufać, że te najważniejsze dla mnie na dany moment – przeżycia, uczucia, słowa, zdania czy wspomnienia zostaną we mnie. Że jakiś tajemniczy impuls obudzi je w odpowiednim momencie. Że moje ciało i mój umysł przywołają je wtedy, gdy będą potrzebne. Oraz, że to czego jeszcze nie mam, a czego potrzebuję – pojawi się w moim życiu w odpowiednim czasie.

Nie zaglądałam do zeszytu z tytułami książek i filmów od czasu, gdy wyjechałam na studia. Zeszyt nadal leży w szufladzie mojego licealnego biurka. A mimo to, pamiętam tytuły filmów, które w tamtych czasach naprawdę mnie poruszyły. Pamiętam książki, które mnie zachwyciły (a niekiedy nawet całe zdania z tych książek). A jeśli nie pamiętam dokładnie – zawsze znajduję sposób, by je jakoś odnaleźć i wrócić do nich. Te stare filmy i książki same też często do mnie wracają – we właściwych momentach. 

O pożytkach płynących z wietrzenia.

Poczułam potrzebę, by przewietrzyć nieco moje notesy i zeszyty. 

A także foldery z notatkami, pomysłami, inspiracjami i linkami do stron, które koniecznie muszę przeczytać. Albo do których koniecznie muszę jeszcze wrócić. Zwykle bowiem kończy się tak, że mija 5 lat, ja jestem już w zupełnie innym miejscu – zupełnie inne rzeczy robię i zupełnie inne rzeczy mnie inspirują – a linki nadal obrastają wirtualnym kurzem i zapychają pamięć komputerów (co z tego, że coraz większą), tłoczą się w folderach i plikach w najodleglejszych zakamarkach dysków.

Nie mówiąc już o pudełkach i szufladach z notesami. 

Niektóre pomysły i inspiracje to zgniłe albo pokruszone motyle, które niepotrzebnie zalegają na strychu. 

Trzeba pozwolić im odpłynąć.

Choćby po to, by zrobić miejsce tym, które dopiero mają się pojawić.

A jak to wygląda u Ciebie? 

Pozbywasz się regularnie tego, co nie jest ci już potrzebne, czy przechowujesz, bo jeszcze może się przydać?

A może masz swoje własne sposoby na wietrzenie – głowy, szuflad i zakamarków pamięci?

Jestem bardzo ciekawa.

 

24 komentarze

  1. Julia 17 września 2014, 09:58 #
    Bardzo ładny wpis, Aniu. Wszystko w życiu przemija = zmienia się. Czasami coś, co kiedyś było dla nas bardzo ważne, już takie nie jest. OD czasu do czasu zdarza mi się zaglądać do moich starych notatników, pamiętników - czytam je i myślę sobie: tak wieloma rzeczami się wtedy przejmowała, teraz podeszłabym do tego zupełnie inaczej ALBO to było dla mnie wtedy tak ważne, że musiałam to zanotować i zapamiętać, teraz najpewniej bym to pominęła w swoich notatkach. Ale są też sprawy, o których pisałam i które nadal są dla mnie ważne, które nadal pamiętam i pamiętałabym nawet gdybym ich nie zanotowała. Są też niestety takie, które zapomniałam, chociaż wcale nie chciałam, które po prostu umknęły z pamięci, bo byłam zajęta innymi sprawami. Test prysznica to bardzo dobry pomysł. Też mi się często zdarza wpaść na jakiś pomysł właśnie w tym miejscu. Czasem dzieje się tak też przed samym zaśnięciem; zapadam już w sen i nagle zrywam się, by coś zanotować. Bardzo często dobre pomysły dopadają mnie podczas spacerów – zazwyczaj nie biorę wtedy z sobą notatników, ale gdy wrócę do domu i pomysł nadal jest w głowie, to notuję. Czasem jednak może lepiej pozwolić im ulecieć..
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 17:17 #
      Bardzo dziękuję :) To o czym piszesz, to jest test spaceru ;) Daleka jestem od tego, aby mówić komukolwiek, że ma notować wszystkie swoje pomysły, albo że wszystkim należy pozwolić ulecieć. Bardzo mnie cieszy, że moimi przemyśleniami i doświadczeniami w temacie notowania skłoniłam ciebie do przemyśleń. I że się nimi ze mną podzieliłaś :)
  2. Gabriela z Kobiecej Siły 17 września 2014, 10:00 #
    Test prysznica bardzo mi się podoba! U mnie jest tak, że od jakiegośc czasu zachwycam się ideą minimalizmu. W związku z tym staram się upraszczać każdą dziedzinę mojego życia maksymalnie na ile sytuacja mi pozwala (i moje nawyki ;). Podobnie jest z notatkami. Krótkie hasła, najlepiej w zeszycie albo notesie, a nie na kartkach, żeby nie wprowadzać chaosu przez oczy do główy i życia. Tak jak napisałaś - wszystko płynie, (jak woda pod prysznicem), próba zatrzymania tego na nic się zda, tylko muskuły nas rozbolą ;)
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 17:22 #
      Idea minimalizmu oraz upraszczanie - myśli, spraw, życia to coś, czym i ja się zachwycam od pewnego czasu. Jestem też pod wrażeniem, jak bardzo samo myślenie o tym (i filtrowanie rzeczywistości w ten sposób) może wpływać na różne obszary życia. Wpis na temat minimalizmu krąży już w mojej głowie :)
  3. Radek 17 września 2014, 10:05 #
    Lubię Ciebie czytać. Jest tym prawda, esencja i kobiecość. Też tak mam, że zapisuję i zbieram. Masz rację, że wszystkiego wykorzystać się nie da, ale te najświeższe, kilkumiesięczne zbiory są niezwykle przydatne i często ratują sytuację, zwłaszcza, gdy utknie się z pomysłem w jakimś punkcie. Wystarczy coś przeczytać, żeby myśli zmieniły tor i pojawiła się świeżość.
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 17:28 #
      Dziękuję rumieniąc się jak liście - prawda, esencja i kobiecość - ładne hasło ;) czy mogę je wykorzystać? Ja też często korzystam z tych zasobów, które sobie nazbieram i bardzo mi to pomaga w pracy - a że niełatwo mi się rozstać nawet z zapiskami sprzed 10 lat – to pomyślałam, że napiszę również o tej ciemniejszej stronie :)
  4. Agnieszka Siołek 17 września 2014, 11:25 #
    Cześć Aniu ;) Jak zwykle piękny tekst. Bardzo lubię Cię czytać. Mocno mi to bliskie. Ze mną jest tak, że czy chcę, czy nie chcę zapamiętuję tylko to, co w danym momencie jest dla mnie istotne oraz ważne. Ta ciemna strona notowania jest bolesna, gdy coś rozpamiętujemy. Natomiast wierzę w moc uwalniania słów, w magię zapisu ;) I myślę, że więcej jest z tego pożytku niż szkód. Pisanie mnie uwalnia i tak naprawdę jest sposobem na ten zakurzony strych podświadomości. Natomiast największym wyzwaniem jest pozbycie się zalegających rzeczy, które stworzyłam - pamiętniki, notatniki, foldery w kompie. U mnie też się piętrzą stosy linków i plików, które "na pewno się kiedyś przydadzą" :D Lub są pamiątką po starej miłości. Tak to właśnie jest. Więc ja robię regularne porządki co jakiś czas i wywalam to, z czego nie skorzystałam w przeciągu ubiegłego roku. Tak robię ze wszystkimi rzeczami. Ostatnio nawet zaczęłam pozbywać się książek, co wcześniej było dla mnie nie do pomyślenia. Książki kocham i zalegały w moim mieszkaniu stosami. I coś w tym jest. Ale tak, jak napisałaś: to, co ważne zostaje w nas, reszta z czasem staje się martwą materią, która blokuje. Spotkałam się z takim porównaniem z feng shui, że książka/papier to martwe drzewo. Coś w tym jest. Aby przyszło coś nowego, trzeba zrobić temu miejsca - czasem coś wywalić, coś odkurzyć. Ostatnio czytałam świetny tekst o wspomnieniach. A dokładniej o tym, że trzeba nimi zarządzać i je selekcjonować. Po to, aby nie przywiązywać się do wszystkiego, co do nas dociera, co wchłaniamy. Bo nie wszystko jest nasze, nie wszystko jest dla nas dobre. Mimo, że warte ujęcia, zatrzymania się. I mocno kojarzy mi się to z notowaniem. Dobrze uwalniać swoje myśli, ale niedobrze do każdej się przywiązywać ;) Miłego dnia. Aga.
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 17:33 #
      Ojej - tak to pięknie i wyczerpująco opisałaś, że możesz z tego zrobić wpis - a ja będę się chwalić, że to pierwszy wpis, na Twoim blogu, który powstał u mnie w komentarzu :) Zazdroszczę Ci tych corocznych porządków. I tych w folderach i tych we wspomnieniach. A zazdrość jak wiadomo jest znakomitym Call To Action :)
      • Agnieszka Siołek 18 września 2014, 09:35 #
        Dziękuję ;) Aniu, niezły pomysł z tym wpisem. Tak, chyba będę musiała tak zrobić ;) Stwórzmy nowy cykl artykułów komentarzowych ;)
  5. Ola 17 września 2014, 13:59 #
    cześć, jak ja Cie rozumiem, muszę skorzystać z Twojej wiedzy, właśnie policzyłam, że mam otwartych 408 zakładek w Mozilli. W tym samym celu, co ty notujesz, ja zostawiam otwarte zakładki. Tak jak Ty, zaglądam i powaracm tylko do tych ostatnich, a reszta po prostu mi zamula komputer;)
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 17:44 #
      Cześć Olu :) 408 zakładek - nieźle :) Ja nie dodaję do zakładek - żeby nie zamulały mi komputera. Mam natomiast tysiące linków pozapisywanych w tysiącu miejsc. Niektóre mają tak dziwne nazwy, że gdybym je nawet szukała (w co już nie wierzę wcale) - to nie miałabym żadnych szans :) Katalogowanie danych to jest temat rzeka - i z pewnością dla osób lepiej ode mnie zorganizowanych (zgłosiłam się już do Oli Budzyńskiej - Pani Swojego Czasu http://www.paniswojegoczasu.pl z zapotrzebowaniem na taki wpis i na razie czekam. Choć już w momencie desperacji rozważałam zapisanie się na studia bibliotekoznawcze – bo jak nie tam to gdzie się tego nauczyć NAJLEPIEJ?. Ale czekam - bo Ola takie sprawy rozwiązuje w dwóch wpisach i trzech komentarzach :) Powodzenia w wietrzeniu zakładek :)
  6. Ola (Pani Swojego Czasu) 17 września 2014, 18:22 #
    Ja ostatnio zrobiłam spore "wietrzenie" - wyrzuciłam wszystkie dawne kalendarze, notesy i zeszyty. Niektóre miałam jeszcze z 1997 roku! 20 letnie!!! Niestety prawda jest taka, że wynikło to nie z mojej silnej woli i postanowienia, że na to już czas lecz z konieczności przeprowadzenia się. Ale z perspektywy czasy widzę, że to dobry ruch. Czasami stare trzeba zostawić za sobą. Nawet jeśli było bardzo dobre
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 18:32 #
      No i ściągnęłam cię myślami - a raczej słowami (zobacz komentarz wyżej - pod wpisem Oli). 20 lat - wow - akurat ciebie bym nie podejrzewała :) (ja mam też starsze, ale jestem przypadkiem skrajnym) - choć każda wyprowadzka niosła nowe odrzuty, to notesy zawsze dzielnie wychodziły z tej próby. Teraz też zostawiam je na sam koniec, bo na pierwszy ogień idą foldery zakurzone - te sprzed 3 komputerów i te sprzed 2 ;)
  7. Justyna - Pani od PR 17 września 2014, 19:53 #
    Wieczny (wietrzny?) dylemat z tym wietrzeniem! Ze względu na moją pracę, kolejne mieszkania i wolne półki nieustannie wypełniam gazetami i czasopismami. Leżą sobie i czekają, aż wrócę do zaznaczonych kolorowymi naklejkami stron, podkreśleń, cytatów i nazwisk. A co miesiąc dochodzą kolejne - szybciej, niż zakładki w Mozilli! Czasem wracałam do tych zakreśleń i mocno się dziwiłam, że kilka lat wcześniej zaznaczyłam to czy tamto. Przy ostatniej przeprowadzce powiedziałam "dość" i postanowiłam porzucić kolekcję z ostatnich lat. Jakie to było trudne! Uznałam wręcz, że nie jestem w stanie tak po prostu wyrzucić moich gazet do kubła, więc zrobiłam to rękoma panów z firmy przeprowadzkowej. Ja tylko stałam i patrzyłam, a z półek znikały kolejne Sensy i Zwierciadła. Oczywiście, półki w nowym mieszkaniu już zdążyły zapełnić się nowymi gazetami. Ale właśnie uświadomiłam sobie, że dziś wybieram zupełnie inne tytuły i zaznaczam całkiem inne strony! Duże zmiany spotkały mnie też w życiu osobistym i zawodowym - dobre zmiany! Może to przypadek. A może nie? :)
    • Ania Piwowarska 17 września 2014, 22:28 #
      Znam Twoje umiłowanie do papieru - więc wyobrażam sobie tę trudność bardzo dobrze :) A zmiany - może zaszły własnie dlatego, że zrobiłaś trochę miejsca na półce - kto je tam wie :)
  8. Ewa 18 września 2014, 17:54 #
    Och, skąd ja to znam- te tony gazet, notatek, list z pomysłami, zeszytów z liceumi późnej podstawówki. Też to miałam, umęczona upychałam na regałach, magazynowałam w piwnicy,na strychu, w mieszkaniu babci. Ale to było. Zaczęłam od oddawania ubrań których nie noszę, przeszłam przez przedmioty których nie używam, dotarłam do zeszytów, notatek, brulionów - wyrzuciłam prawie wszystko, ocaliłam tylko osobiste pamiętniki (dla dzieci- a właściwie córki:). Po takim sprzątaniu czuję się wolna jak ptak. Mam w głowie czystość i przestrzeń. Czuję spokój.
    • Ania Piwowarska 19 września 2014, 12:22 #
      Dziękuję za Twój komentarz :) Ja z rozstawaniem się z ubraniami (i puszczaniem ich w obieg życia) nie mam już problemu. I czuję, że dojrzewam do rozstawania z innymi obaszarami - jak notatki właśnie :) Czystość i przestrzeń w głowie. Uczucie spokoju. To wspaniałe, że pozbycie się nadmiaru przyniosło takie efekty! To mi daje do myślenia - jak niektóre rzeczy mogą być proste, gdy odrzucimy zbędny balast (to, czego juz nie potrzebujemy i co już nam nie służy).
  9. Ola 18 września 2014, 23:37 #
    Aniu, piękny, mądry tekst!Czytając widziałam Cię z nieodłącznym notesem:-)Dla mnie okazją do zrobienia czystek w szafkach są przeprowadzki, a jako, że jestem miesiąc po ostatniej temat jest dla mnie mocno aktualny. I tym razem dokonałam największych czystek! Wcześniej gromadziłam notesy, kalendarze, ulotki, foldery, gazety i gdy wyrzucałam część z tego często robiłam sobie wyrzuty, że czegoś tam nie zrealizowałam, zapomniałam, nie zdążyłam, straciłam, przegapiłam. Tym razem wyrzucałam ze spokojem i pozytywnym zdziwieniem, że w tak innym miejscu jestem, że tyle się między czasie wydarzyło!Cieszę się, że jestem teraz mniej zachłanna i pogodzona z tym, że wielu pomysłów nie zrealizuję, rzeczy nie zrobię. A propos jeszcze tego co pisałaś Aniu o pamięci, że to co ważne dla Ciebie zostanie zapamiętane...Moja babcia od dawna żyje we wspomnieniach i wciąż opowiada te same historie, na przykład o pewnej ulicy,na której mieszkała na studiach. Wielokrotnie opisywała mi to miejsce z detalami, ale dopiero ostatnio przypomniała sobie numer domu! Wciąż mnie to zadziwia ile zapisuje się w naszej pamięci i w jak niezrozumiałych okolicznościach się przypomina!
    • Ania Piwowarska 19 września 2014, 12:17 #
      Dziękuję :) Cieszę się, że tym razem był u Ciebie spokój i pogodzenie - oraz, że dostrzegasz jak dużo zmian u Ciebie zaszło, jak bardzo jesteś inna niż wtedy, gdy coś miało się przydać :) Choć myślę, że nie żyję przeszłością - to czasem też (jak Twoja babcia) przypominam sobie najdziwniejsze szczegóły z przeszłości. I wyedy zastanowiam się, dlaczego szczególe przyszedłeś do mnie właśnie teraz - co mi chcesz powiedzieć.
  10. Gabriela z Kobiecej Siły 19 września 2014, 09:00 #
    Aniu, linki najlepiej wklejac do swojego konta na getpocket.com i oznaczac etykietą. Korzystam z tego od prawie pol roku i jestem zachwycona. Polecam!
  11. Anna Protas 1 października 2014, 11:50 #
    Aniu, świetny wpis! Dziękuję Tobie i innym osobom, które podzieliły się swoimi refleksami. Ja też mam kilka przemyśleń. Notowanie daje mi wielką przyjemność i jest moją pamięcią zewnętrzną. I to ono właśnie pozwala mi uwolnić i przewietrzyć mózg. Uchodziłam za mistrza notatek w szkole i pozwalałam, aby inni je ode mnie kserowali. Cieszyło mnie to, że ktoś inny też umie korzystać z moich zapisków i jest szczęśliwy, że dostał wiedzę w pigułce. Od kilku lat piszę w kalendarzach i zeszytach. Luźne karteczki się nie sprawdzają, bo zawsze gdzieś się gubią. Lubię te swoje zeszyty. Jest w nich dobra energia, źródło inspiracji i motywacji. Boleśnie kiedyś przeżyłam stratę jednego z notesów, gdzie miałam zapisane notatki ze szkoleń tanecznych. Ten zeszyt był moim narzędziem pracy. Ale pomyślałam, że mam w sobie moc, by odtworzyć dane i powstały jeszcze lepsze kolejne „książki” fachowej wiedzy, szablony, wykresy i mapy myśli :) Jeden z moich trenerów powiedział kiedyś, że zapisywanie pozwoli utrwalić wiedzę, a powracając do notatek szybciej przypomnimy sobie sedno szkolenia i zaczął sypać danymi. Jeśli byśmy nie zapisali, nikt by tego nie zapamiętał. Mam ten zielony zeszyt z dynamikami do dziś. Bezcenny skarb. Służy mi. I zawsze przywołuje dobre wspomnienia. Ostatnio bardzo dużo notuję. Wyciągam esencje z wydarzeń, sytuacji, spotkań. Moi znajomi się dziwią po co? Niektórzy śmieją się z tego. Ale ja się nie przejmuję. Zdarza mi się pisać niemal wszędzie. Ostatnio notowałam na bilecie w tramwaju i na ręku, w poczekalni do lekarza :) Może to jakiś nałóg i trzeba to leczyć? :D Podoba mi się Twoje zdanie: „Mogę jedynie ufać, że te najważniejsze dla mnie na dany moment – przeżycia, uczucia, słowa, zdania czy wspomnienia zostaną we mnie. Że jakiś tajemniczy impuls obudzi je w odpowiednim momencie.” Ja też w to wierzę :) Mój sposób na nadmiar czasopism natomiast, to po prostu uważność. Selekcja i redukcja na etapie kupna. Wnoszę do domu dużo mniej gazet, a te które mam doceniam. Nasycam się nimi. Bywało tak, że rosła sterta magazynów, do których w ogóle nie zajrzałam. Teraz odwróciłam to. Mam mniej i czerpię więcej z tego, co mam. To mój minimalizm :)
    • Ania Piwowarska 1 października 2014, 12:01 #
      Aniu - cudowny komentarz. Bardzo Ci dziękuję za niego. Czytałam z itwratymi ustami. Chciałabym kiedyś zobaczyć twoje mapki myśli – to coś, co uwielbiam i podziwiam, ale sama nie stosuję (choć ostatnio to się powoli zmienia - tydizeń temu zanotowałam przepis na potrawę w taki sposób i miałam z niego mnóstwo frajdy). Sposoby na nadmiar i uwalnianie sie od nadmiaru są u mnie ostatnio bardzo na tapecie - tak jak i minimalizm w niektórych sferach.
  12. Anna Protas 1 października 2014, 15:19 #
    Aniu, dziękuję!Ten sposób na notowanie przepisu na potrawę bardzo mi się spodobał! To świetny pomysł, aby tworzyć takie mapy myśli i można nawet grafiki dodać! :)

Co o tym myślisz? Zostaw swój komentarz: