Cudowna grafika: Monika Gniewek missMGart
O tym, jak czytanie pomaga w pisaniu
Nie wyobrażam sobie pisania bez czytania.
Gdy po raz pierwszy czytam powieść albo opowiadanie, które mnie zachwyca – jestem małą czytelniczką z oczami jak pięć złotych i wypiekami na twarzy.
Jestem w środku tekstu. Daję się prowadzić autorowi za rękę.
Jestem jak ćma, która leci do ognia, jak pszczoła, która siada na pączku, jak rzep, który się przylepił do psiego ogona.
Żadna siła nie oderwie mnie od takiej książki. Wracam do niej myślami w ciągu dnia, cieszę się na powrót do czytania, zabieram ją ze sobą wszędzie.
Oczywiście książek takich czytam w ciągu roku klika – kilkanaście. Przy całej reszcie mogę żyć i funkcjonować w miarę zdrowo.
Do książek, które robią mi coś takiego – wracam.
Wracam do nich już nie jako czytelniczka-ćma.
Niekiedy dopiero wtedy je kupuję (bo wcześniej na przykład pożyczałam).
Czasem wracam od razu po skończeniu.
A niekiedy nawet po kilka razy.
Wracam do całości. Albo do fragmentów.
Bo dopiero wtedy mogę się takiej książce przyjrzeć z bliska.
Zajrzeć pod podszewkę. Podpatrzeć, jak została „zrobiona”.
Zarówno od strony konstrukcji, jak i języka.
Kiedy już wiem wszystko (co się wydarzy za moment, a co na końcu) – mogę wrócić do detali, opisów, dojrzeć coś, czego wcześniej nie zauważyłam, jakiś smaczek, jakiś obrazek, jakieś wtrącenie („Czytelniku nadążaj!” – kto wie skąd to?).
Jak czytanie pomaga mi w pisaniu?
Poprzez takie podpatrywanie, rozdzielanie kartek na słowa, analizowanie i zakreślanie – bardzo dużo się uczę. Czasem robię sobie krótkie ćwiczenia: wymyślam temat i piszę go „jakimś autorem lub autorką”.
Do tego potrzebuję przejść ze skóry czytelniczki – w skórę analityczki i warsztatowiczki. I potrzebuję wyłącznie tych najlepszych dla mnie książek czy opowiadań.
Innymi słowy – czytanie rozwija mój warsztat – również ten copywriterski.
Czytanie pomaga mi odkrywać, co jest „moje” w literaturze i w pisaniu i w życiu – a co „moje” nie jest.
Jaki sposób pisania, jakie gatunki, autorzy, jakie obrazy, ubrania czy stylistyka. Co w szczególny sposób mnie przyciąga i łapie.
Słucham siebie – nie zmuszam się do czytania książek, które mnie nie interesują – nawet jeśli zdobywają odznaczenia Najka (nie mogę się powstrzymać, żeby tego tak nie wymawiać) i inne nagrody.
Czytanie jest dla mnie radością i przyjemnością.
A te jak wiadomo pomagają w pisaniu oraz wszelkiej twórczości.
Niemal tak, jak jazda na rowerze, o której pisałam w notatce: Co pomaga mi w pisaniu, czyli garść inspiracji
PROZA
„MOJA” LISTA
Na „moim” prywatnym wykazie prozy „odkrytej” w ostatnich latach są głównie opowiadania i krótkie formy prozatorskie.
Ciekawa jestem, czy je znasz? A jeszcze bardziej jestem ciekawa twoich „książek życia” (książek-objawień z ostatnich lat – albo od początku świata). Napisz w komentarzu.
Leo Lipski minipowieść „Piotruś” oraz wszystkie opowiadania (a napisał ich tylko kilka)
Felicitas Hoppe „Pigafetta” (najcudowniejsza opowieść o morzu, jaką znam)
Aglayja Veteranyi „Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze” (dzięcięca, fenomenalna, bolesna)
Herta Müller „Dziś wolałabym siebie nie spotkać” (i wszystkie inne – ale ta była dla mnie pierwsza i pozamiatała mnie doszczętnie)
Etgar Keret „Rury” (i wszystkie inne tomiki jego krótkich opowiadań, „Rury” były pierwsze i jak uderzenie obuchem)
Justyna Bargielska „Obsoletki” (najkrótsze i najdziwniejsze formy prozatorskie jakie znam – w których język niesie wszystko)
Pavel Vilikovsky „Okrutny maszynista” (bardzo świeże odkrycie – a mój zachwyt dotyczy połowy opowiadań)
Magdalena Tulli „Włoskie szpilki” (bolesna i pięknie napisana)
Jael Neeman „Byliśmy przyszłością” (język oraz uczucie chwytania za gardło, które bardzo dobrze pamiętam)
Roy Jacobsen „Cudowne dzieci” (przepiękna historia, przepięknie napisana i wydana)
Zadie Smith „Londyn NW” (odkrycie podwójne – bo wcześnie Zadie była dla mnie autorką bestsellerów, a po książkę sięgnęłam w księgarni – żeby „zrozumieć Londyn” i wsiąkłam absolutnie)
POEZJA
Nie byłam nigdy nastolatką, która zaczytywała się w wierszach Poświatowskiej i pisała swoje wiersze w pamiętnikach. Może i szkoda – ale nie byłam. Dawka poezji, którą otrzymywałam w szkole, na lekcjach polskiego, zupełnie mi wystarczała. Im bliżej dzisiejszych czasów (począwszy od tych powojennych) – tym bardziej wiersze te mówiły do mnie. Byli to jednak głównie klasycy (patrząc z dzisiejszej perspektywy): Szymborska, Różewicz, Białoszewski, (nie-Miłosz).
Na studiach nie miałam już styczności z poezją (mimo, że czytałam wtedy naprawdę dużo książek).
Właściwie dopiero kiedy zaczęłam myśleć o tym, że ewentualnie mogłabym coś napisać (jak opowiadanie na przykład) – odkryłam poezję na nowo i dla siebie (odkryłam też, że niektóre moje zapiski mogą być uznane za prozę poetycką).
Ba, odkryłam również, że jest ogromna ilość tzw. poetów współczesnych.
Zaczęłam czytać poezję. Zupełnie bez szkolnych narzędzi do analizy – posługując się jedynie kryterium „co jest moje”.
Poezja dostarcza mi przyjemności z czytania wręcz na poziomie zmysłowym.
Przypomina mi też, dlaczego kocham słowa.
Rozszerza granice mojego języka, pokazuje, co można z nim robić, jak daleko się posunąć.
I w bardzo odczuwalny sposób pokazuje mi, co mnie zachwyca do obłędu, co mnie bierze – a co nie.
„MOJA” LISTA
Piotr Sommer „Dni i noce”, „Wiersze ze słów”
Justyna Bargielska – wszystko, a najbardziej tomiki „Dating sessions”, „Dwa fiaty” oraz „Bach for my baby”
Marta Podgórnik „Rezydencja surykatek” (wiersze i proza poetycka)
Agnieszka Wolny-Hamkało „borderline” (i inne wiersze z innych tomów i zbiorów)
Anna Świrszczyńska (pojedyncze wiersze z różnych wyborów – ale do krwi)
Przemysław Owczarek „Cyklist” (proza poetycka)
Blanka Ronaldo „Biała książka”
Tomasz Pułka „Cennik”, „Zespół szkół”
Szczepan Kopyt „Sale sale sale”
Aby szukać swoich głosów we współczesnej polskiej poezji i zobaczyć, co można zrobić z językiem, polecam dwa zbiory:
„Antologia nowej poezji polskiej 1990-2000”, red. Roman Honet, Mariusz Czyżowski, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2004.
„Poeci na nowy wiek”, red. Roman Honet, wyd. Biuro Literackie, Wrocław 2010.
O tym, jak czytanie przeszkadza w pisaniu
Mimo tych wszystkich zalet, w czytaniu kryje się pewna pułapka i niebezpieczeństwo.
Czytanie może być bardzo wygodną wymówką do tego, by nie pisać.
Czytanie zabiera czas na pisanie.
Czas, którego i tak jest niewiele.
Kiedy czytam, to nie piszę.
A zawsze znajdzie się coś, co warto przeczytać. I coś, co po prostu bardzo chcę przeczytać.
Wymówka ta może trwać latami – przyswojenie sobie choćby jakiejś części tego, co dzieje się obecnie w polskiej i światowej literaturze, to zajęcie na cały etat i na całe życie.
Zajęcie, któremu towarzyszy pełna świadomość, że i tak nie starczy nam czasu, żeby przeczytać wszystko, co warto, co „należy” i co chce się przeczytać.
A czas nie stoi w miejscu. Książek cały czas przybywa.
Czytanie może być bardzo frustrujące.
Szczególnie jeśli towarzyszy mu ten rodzaj pilności i to nienasycenie, które ja odczuwam w stosunku do rzeczy, które mnie bardzo przyciągają.
Od pewnego czasu „filozofia minimalizmu codziennego” pozwala mi radzić sobie trochę lepiej z tym uczuciem i trochę bardziej odpuszczać (skoro i tak nie przeczytam WSZYSTKIEGO – to przeczytam jeszcze raz to, co dało mi przyjemność, co jest „moje” i wyciągnę z tego coś dla siebie).
Czytanie może blokować pisanie.
Niebezpieczeństwem czytania jest zazdrość i porównywanie się, które w prostej linii mogą prowadzić do blokady twórczej.
Bo przecież jeśli nie potrafię napisać tego TAK – to nie ma sensu pisać wcale.
Julia Cameron w „Drodze Artysty” zaleca (przynajmniej tygodniową) abstynencję czytelniczą. Pamiętam, że kiedy doszłam do tego rozdziału, wizja tygodnia bez czytania (nie tylko książek, ale też wszystkiego innego – gazet, artykułów w internecie, blogów, Facebooka) – wydała mi się tak samo straszna, jak pociągająca.
Abstynencja czytelnicza jest narzędziem wyjątkowo skutecznym – i przerażającym. Już sama myśl o niej potrafi wyzwolić prawdziwą furię. Większość zablokowanych twórców czyta nałogowo. Opychamy się cudzymi słowami zamiast trawić własne myśli i uczucia, zamiast upichcić coś samemu.
Julia Cameron „Droga Artysty”
Więcej krzepiących i walących po głowie cytatów z „Drogi Artysty” znajdziesz w moim wpisie: Czy mogę polecić jakąś książkę o copywritingu?
A przecież zazdrość może być również wezwaniem do działania
Taką mocną wiadomością od siebie do siebie (acha, chcę pisać). Jeśli potrafię na nią spojrzeć w taki sposób i odczytać, jakaż to moja potrzeba kryje się za tą trudną emocją. I jeśli nie dam się jej pożreć.
Pułapki i paradoksy porównań
Znamienne jest także, że bardzo często porównujemy się do najlepszych twórców w ich najlepszym momencie – nie wtedy, kiedy zaczynali. Nie do ich pierwszych prób poukrywanych po szufladach i folderach. Często nawet nie do debiutów.
A przecież własny styl, własna pisarska fraza to coś, co się wypracowuje – pisząc, kreśląc, wyrzucając do kosza. I dotyczy to nawet Noblistów.
Uświadomiłam to sobie dobitnie, gdy czytałam pierwszy debiutancki zbiór opowiadań Herty Müller „Niziny”. Gdybym nie wiedziała, że to Herta, pewnie uznałabym te opowiadania za „całkiem dobre”. Ale ponieważ wcześniej przeczytałam 3 powieści napisane przez dojrzałą pisarkę, z własną, bardzo rozpoznawalną frazą – spodziewałam się czegoś na podobnym poziomie. A styl i poziom tych opowiadań jest inny, mniej wyraźny, jeszcze raczkujący. Są to dobre opowiadania. Ale nie tak dobre, jak spodziewałabym się po Hercie.
Heureka!
Można szukać swojego stylu pisząc i w trakcie pisania szlifować swój warsztat.
Można porzucać stare, testować nowe.
Można publikować i iść dalej.
Można się rozwijać i dorastać razem ze swoim pisaniem.
I można nie pozwolić, aby czytanie nam w tym przeszkadzało!
————————————–
A jak jest u ciebie?
Czytanie bardziej ci pomaga w pisaniu czy przeszkadza?
Jestem bardzo ciekawa, jakie są „twoje” książki, autorzy, tomiki, wiersze.
Podziel się nimi w komentarzu. Koniecznie.
————————————–
„MOJA” ILUSTRACJA
Autorką ilustracji (która jest tak bardzo „moja”, że aż zapiera mi dech) jest Monika Gniewek – artystka, graficzka i designerka. Monikę można znaleźć (a także wynająć do „swoich” grafik, rysunków i projektów) na stronie: http://missmgart.wix.com/missmgart
Spotkałyśmy się ostatnio – po 15 latach, jako wychowanki jednej licealnej klasy. Zobaczyłam, co robi Monika i absolutnie się tym zachwyciłam. I tak powstała ta ilustracja.
————————————–
Odrobina formalności:
Ten wpis bierze udział w Karnawale Blogowym Kobiet. Temat #3 Edycji brzmi: Co pomaga mi w pisaniu? Edycja te przebiega pod moją opieką. Więcej na temat majowego karnawału: http://karnawalblogowykobiet.pl/co-pomaga-mi-w-pisaniu-3-edycja-karnawalu-blogowego/
Do poniedziałku 25 maja czekam na wasze karnawałowe wpisy o pisaniu. Przebierając nogami.