Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie

Czy czytanie bardziej pomaga czy przeszkadza w pisaniu?

22 maja 2015
Ania Piwowarska

Cudowna grafika: Monika Gniewek missMGart

O tym, jak czytanie pomaga w pisaniu

Nie wyobrażam sobie pisania bez czytania.

Gdy po raz pierwszy czytam powieść albo opowiadanie, które mnie zachwyca – jestem małą czytelniczką z oczami jak pięć złotych i wypiekami na twarzy.

Jestem w środku tekstu. Daję się prowadzić autorowi za rękę.

Jestem jak ćma, która leci do ognia, jak pszczoła, która siada na pączku, jak rzep, który się przylepił do psiego ogona.

Żadna siła nie oderwie mnie od takiej książki. Wracam do niej myślami w ciągu dnia, cieszę się na powrót do czytania, zabieram ją ze sobą wszędzie.

Oczywiście książek takich czytam w ciągu roku klika – kilkanaście. Przy całej reszcie mogę żyć i funkcjonować w miarę zdrowo.

Do książek, które robią mi coś takiego – wracam.
Wracam do nich już nie jako czytelniczka-ćma.
Niekiedy dopiero wtedy je kupuję (bo wcześniej na przykład pożyczałam).
Czasem wracam od razu po skończeniu.
A niekiedy nawet po kilka razy.
Wracam do całości. Albo do fragmentów.

Bo dopiero wtedy mogę się takiej książce przyjrzeć z bliska.
Zajrzeć pod podszewkę. Podpatrzeć, jak została „zrobiona”.
Zarówno od strony konstrukcji, jak i języka.
Kiedy już wiem wszystko (co się wydarzy za moment, a co na końcu) – mogę wrócić do detali, opisów, dojrzeć coś, czego wcześniej nie zauważyłam, jakiś smaczek, jakiś obrazek, jakieś wtrącenie („Czytelniku nadążaj!” – kto wie skąd to?).

Jak czytanie pomaga mi w pisaniu?
Poprzez takie podpatrywanie, rozdzielanie kartek na słowa, analizowanie i zakreślanie – bardzo dużo się uczę. Czasem robię sobie krótkie ćwiczenia: wymyślam temat i piszę go „jakimś autorem lub autorką”.

Do tego potrzebuję przejść ze skóry czytelniczki – w skórę analityczki i warsztatowiczki. I potrzebuję wyłącznie tych najlepszych dla mnie książek czy opowiadań.

Innymi słowy – czytanie rozwija mój warsztat – również ten copywriterski.

Czytanie pomaga mi odkrywać, co jest „moje” w literaturze i w pisaniu i w życiu – a co „moje” nie jest.
Jaki sposób pisania, jakie gatunki, autorzy, jakie obrazy, ubrania czy stylistyka. Co w szczególny sposób mnie przyciąga i łapie.

Słucham siebie – nie zmuszam się do czytania książek, które mnie nie interesują – nawet jeśli zdobywają odznaczenia Najka (nie mogę się powstrzymać, żeby tego tak nie wymawiać) i inne nagrody.

Czytanie jest dla mnie radością i przyjemnością.

A te jak wiadomo pomagają w pisaniu oraz wszelkiej twórczości.
Niemal tak, jak jazda na rowerze, o której pisałam w notatce: Co pomaga mi w pisaniu, czyli garść inspiracji

PROZA

„MOJA” LISTA

Na „moim” prywatnym wykazie prozy „odkrytej” w ostatnich latach są głównie opowiadania i krótkie formy prozatorskie.

Ciekawa jestem, czy je znasz? A jeszcze bardziej jestem ciekawa twoich „książek życia” (książek-objawień z ostatnich lat – albo od początku świata). Napisz w komentarzu.

Leo Lipski minipowieść „Piotruś” oraz wszystkie opowiadania (a napisał ich tylko kilka)
Felicitas Hoppe „Pigafetta” (najcudowniejsza opowieść o morzu, jaką znam)
Aglayja Veteranyi „Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze” (dzięcięca, fenomenalna, bolesna)
Herta Müller „Dziś wolałabym siebie nie spotkać” (i wszystkie inne – ale ta była dla mnie pierwsza i pozamiatała mnie doszczętnie)
Etgar Keret „Rury” (i wszystkie inne tomiki jego krótkich opowiadań, „Rury” były pierwsze i jak uderzenie obuchem)
Justyna Bargielska „Obsoletki” (najkrótsze i najdziwniejsze formy prozatorskie jakie znam – w których język niesie wszystko)
Pavel Vilikovsky „Okrutny maszynista” (bardzo świeże odkrycie – a mój zachwyt dotyczy połowy opowiadań)
Magdalena Tulli „Włoskie szpilki” (bolesna i pięknie napisana)
Jael Neeman „Byliśmy przyszłością” (język oraz uczucie chwytania za gardło, które bardzo dobrze pamiętam)
Roy Jacobsen „Cudowne dzieci” (przepiękna historia, przepięknie napisana i wydana)
Zadie Smith „Londyn NW” (odkrycie podwójne – bo wcześnie Zadie była dla mnie autorką bestsellerów, a po książkę sięgnęłam w księgarni – żeby „zrozumieć Londyn” i wsiąkłam absolutnie)

POEZJA

Nie byłam nigdy nastolatką, która zaczytywała się w wierszach Poświatowskiej i pisała swoje wiersze w pamiętnikach. Może i szkoda – ale nie byłam. Dawka poezji, którą otrzymywałam w szkole, na lekcjach polskiego, zupełnie mi wystarczała. Im bliżej dzisiejszych czasów (począwszy od tych powojennych) – tym bardziej wiersze te mówiły do mnie. Byli to jednak głównie klasycy (patrząc z dzisiejszej perspektywy): Szymborska, Różewicz, Białoszewski, (nie-Miłosz).

Na studiach nie miałam już styczności z poezją (mimo, że czytałam wtedy naprawdę dużo książek).

Właściwie dopiero kiedy zaczęłam myśleć o tym, że ewentualnie mogłabym coś napisać (jak opowiadanie na przykład) – odkryłam poezję na nowo i dla siebie (odkryłam też, że niektóre moje zapiski mogą być uznane za prozę poetycką).

Ba, odkryłam również, że jest ogromna ilość tzw. poetów współczesnych.

Zaczęłam czytać poezję. Zupełnie bez szkolnych narzędzi do analizy – posługując się jedynie kryterium „co jest moje”.

Poezja dostarcza mi przyjemności z czytania wręcz na poziomie zmysłowym.
Przypomina mi też, dlaczego kocham słowa.
Rozszerza granice mojego języka, pokazuje, co można z nim robić, jak daleko się posunąć.
I w bardzo odczuwalny sposób pokazuje mi, co mnie zachwyca do obłędu, co mnie bierze – a co nie.

„MOJA” LISTA

Piotr Sommer „Dni i noce”, „Wiersze ze słów”
Justyna Bargielska – wszystko, a najbardziej tomiki „Dating sessions”, „Dwa fiaty” oraz „Bach for my baby”
Marta Podgórnik „Rezydencja surykatek” (wiersze i proza poetycka)
Agnieszka Wolny-Hamkało „borderline” (i inne wiersze z innych tomów i zbiorów)
Anna Świrszczyńska (pojedyncze wiersze z różnych wyborów – ale do krwi)
Przemysław Owczarek „Cyklist” (proza poetycka)
Blanka Ronaldo „Biała książka”
Tomasz Pułka „Cennik”, „Zespół szkół”
Szczepan Kopyt „Sale sale sale”

Aby szukać swoich głosów we współczesnej polskiej poezji i zobaczyć, co można zrobić z językiem, polecam dwa zbiory:

„Antologia nowej poezji polskiej 1990-2000”, red. Roman Honet, Mariusz Czyżowski, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2004.
„Poeci na nowy wiek”, red. Roman Honet, wyd. Biuro Literackie, Wrocław 2010.

 

O tym, jak czytanie przeszkadza w pisaniu

Mimo tych wszystkich zalet, w czytaniu kryje się pewna pułapka i niebezpieczeństwo.

Czytanie może być bardzo wygodną wymówką do tego, by nie pisać.

Czytanie zabiera czas na pisanie.

Czas, którego i tak jest niewiele.

Kiedy czytam, to nie piszę.
A zawsze znajdzie się coś, co warto przeczytać. I coś, co po prostu bardzo chcę przeczytać.

Wymówka ta może trwać latami – przyswojenie sobie choćby jakiejś części tego, co dzieje się obecnie w polskiej i światowej literaturze, to zajęcie na cały etat i na całe życie.

Zajęcie, któremu towarzyszy pełna świadomość, że i tak nie starczy nam czasu, żeby przeczytać wszystko, co warto, co „należy” i co chce się przeczytać.

A czas nie stoi w miejscu. Książek cały czas przybywa.

Czytanie może być bardzo frustrujące.

Szczególnie jeśli towarzyszy mu ten rodzaj pilności i to nienasycenie, które ja odczuwam w stosunku do rzeczy, które mnie bardzo przyciągają.

Od pewnego czasu „filozofia minimalizmu codziennego” pozwala mi radzić sobie trochę lepiej z tym uczuciem i trochę bardziej odpuszczać (skoro i tak nie przeczytam WSZYSTKIEGO – to przeczytam jeszcze raz to, co dało mi przyjemność, co jest „moje” i wyciągnę z tego coś dla siebie).

Czytanie może blokować pisanie.

Niebezpieczeństwem czytania jest zazdrość i porównywanie się, które w prostej linii mogą prowadzić do blokady twórczej.

Bo przecież jeśli nie potrafię napisać tego TAK – to nie ma sensu pisać wcale.

Julia Cameron w „Drodze Artysty” zaleca (przynajmniej tygodniową) abstynencję czytelniczą. Pamiętam, że kiedy doszłam do tego rozdziału, wizja tygodnia bez czytania (nie tylko książek, ale też wszystkiego innego – gazet, artykułów w internecie, blogów, Facebooka) – wydała mi się tak samo straszna, jak pociągająca.

Abstynencja czytelnicza jest narzędziem wyjątkowo skutecznym – i przerażającym. Już sama myśl o niej potrafi wyzwolić prawdziwą furię. Większość zablokowanych twórców czyta nałogowo. Opychamy się cudzymi słowami zamiast trawić własne myśli i uczucia, zamiast upichcić coś samemu.

Julia Cameron „Droga Artysty”

Więcej krzepiących i walących po głowie cytatów z „Drogi Artysty” znajdziesz w moim wpisie: Czy mogę polecić jakąś książkę o copywritingu?

A przecież zazdrość może być również wezwaniem do działania

Taką mocną wiadomością od siebie do siebie (acha, chcę pisać). Jeśli potrafię na nią spojrzeć w taki sposób i odczytać, jakaż to moja potrzeba kryje się za tą trudną emocją. I jeśli nie dam się jej pożreć.

Pułapki i paradoksy porównań

Znamienne jest także, że bardzo często porównujemy się do najlepszych twórców w ich najlepszym momencie – nie wtedy, kiedy zaczynali. Nie do ich pierwszych prób poukrywanych po szufladach i folderach. Często nawet nie do debiutów.

A przecież własny styl, własna pisarska fraza to coś, co się wypracowuje – pisząc, kreśląc, wyrzucając do kosza. I dotyczy to nawet Noblistów.

Uświadomiłam to sobie dobitnie, gdy czytałam pierwszy debiutancki zbiór opowiadań Herty Müller „Niziny”. Gdybym nie wiedziała, że to Herta, pewnie uznałabym te opowiadania za „całkiem dobre”. Ale ponieważ wcześniej przeczytałam 3 powieści napisane przez dojrzałą pisarkę, z własną, bardzo rozpoznawalną frazą – spodziewałam się czegoś na podobnym poziomie. A styl i poziom tych opowiadań jest inny, mniej wyraźny, jeszcze raczkujący. Są to dobre opowiadania. Ale nie tak dobre, jak spodziewałabym się po Hercie.

Heureka!

Można szukać swojego stylu pisząc i w trakcie pisania szlifować swój warsztat.

Można porzucać stare, testować nowe.

Można publikować i iść dalej.

Można się rozwijać i dorastać razem ze swoim pisaniem.

I można nie pozwolić, aby czytanie nam w tym przeszkadzało!

————————————–

A jak jest u ciebie?

Czytanie bardziej ci pomaga w pisaniu czy przeszkadza?

Jestem bardzo ciekawa, jakie są „twoje” książki, autorzy, tomiki, wiersze.
Podziel się nimi w komentarzu. Koniecznie.

————————————–

„MOJA” ILUSTRACJA

Autorką ilustracji (która jest tak bardzo „moja”, że aż zapiera mi dech) jest Monika Gniewek – artystka, graficzka i designerka. Monikę można znaleźć (a także wynająć do „swoich” grafik, rysunków i projektów) na stronie: http://missmgart.wix.com/missmgart
Spotkałyśmy się ostatnio – po 15 latach, jako wychowanki jednej licealnej klasy. Zobaczyłam, co robi Monika i absolutnie się tym zachwyciłam. I tak powstała ta ilustracja.

————————————–

Odrobina formalności:

Ten wpis bierze udział w Karnawale Blogowym Kobiet. Temat #3 Edycji brzmi: Co pomaga mi w pisaniu? Edycja te przebiega pod moją opieką. Więcej na temat majowego karnawału: http://karnawalblogowykobiet.pl/co-pomaga-mi-w-pisaniu-3-edycja-karnawalu-blogowego/ 

Do poniedziałku 25 maja czekam na wasze karnawałowe wpisy o pisaniu. Przebierając nogami.

19 komentarzy

  1. Agata 22 maja 2015, 11:31 #
    zazdroszczę wszystkim, którzy piszą
    • Ania Piwowarska 22 maja 2015, 11:34 #
      Agata - to może być znak :) Ja też tak miałam. Zazdrościłam każdej osobie, która coś opublikowała. Nawet jeśli mi się to nie podobało :)
  2. beata redzimska 22 maja 2015, 11:40 #
    Nigdy dotychczas sobie tego nie uswiadomilam, ale rzeczywiście mi w pewnym sensie czytanie wielkiej literatury przeszkadzalo w zabraniu sie za pisanie. Bo podswiadomie zawsze wiedzialam ze nic takieg Nigdy nie napisze. Ale czy to wystarczajacy powod, by nic nie pisac. Pozdrawiam serdecznie beata
    • Ania Piwowarska 22 maja 2015, 11:58 #
      Cieszę się, że to napisałaś i odkryłaś. Nie dawajmy wielkiej literaturze powodów do tego, by samodzielnie nie pisać. Na pewno nie! Piszmy swoje i rozwijajmy się we własnym tempie! I nie dajmy sobie odebrać radości – ani z pisania ani z czytania :)
  3. Anna 22 maja 2015, 12:22 #
    Zdecydowanie jestem miłośniczką prozy i to tej klasycznej, z rozbudowaną fabułą i wyraźnie zarysowanymi postaciami. Moim ostatnim odkryciem jest "Profesor Stoner" mało znanego Johna Williamsa. Czy czytanie pomaga mi w pisaniu? Chyba jestem na tym etapie, że nie śmiem swojego "bazgrolenia" porównywać z "profesjonalistami". Natomiast moje zamiłowanie do pisania na pewno jest wynikiem ogromnej miłości do książek.
    • Ania Piwowarska 23 maja 2015, 16:29 #
      W ostatnich miesiącach trochę się do klasycznej prozy przybliżam. Więc wszelkie polecenia - jak „Profesor Stoner” - są bardzo mile widziane. Anno – nie porównuj – ale pisz swoje :)
  4. Agnieszka Siołek 22 maja 2015, 17:44 #
    Aniu, ta grafika jest absolutnie mega!!! Też taką chcę ;);) A wracając do tematu. Mnie czytanie pomaga i przeszkadza. Zależy co czytam i kiedy czytam. Dobra literatura pomaga rozwijać język, wyobraźnię, styl. Natomiast wchłanianie sporej ilości tekstów z internetu ostatnimi czasy mocno mi przeszkadza. Czuję potrzebę odcięcia internetowego ogona. Widzę z resztą, jak to jest, kiedy nie bombarduję się tekstami - słupek kreatywności idzie do góry. Czytanie książek jest ważne, ale najważniejsze, w moim odczuciu, jest czytanie siebie, tak jak dobrą książkę. Dokopywanie się do wątków i historii w sobie. Bo można się inspirować i rozwijać język poprzez coś zewnętrznego np. książkę, ostatecznie jednak w pisaniu historię trzeba wywalić ze swoich trzewi. Tego nie można zrobić podczas czytania ;) Kurde, mam problem z książkami mojego życia. To się u mnie ciągle zmienia. W zależności od etapu. I właśnie mam w głowie wielki znak zapytania ;) Ale tutaj trochę o książkach, które poruszyły mój umysł i serce: http://goo.gl/FV7A1q Za to nie mam problemu z poezją. Ja właśnie byłam tą nastolatką zaczytująca się w poezji Poświatowskiej i piszącej wiersze do pamiętnika, ale i nie tylko do niego ;) Zatem moja lista bliskich mi poetów: Świetlicki Marcin - lubię ten jego surowy i brudny styl Rafał Wojaczek - to moja WIELKA poetycka miłość Halina Poświatowska - moja naiwna i romantyczna młodość ;) Małgorzat Hillar Zbigniew Herbert (w szczególności proza poetycka - ubóstwiam wręcz - taki styl pisania jest mi najbliższy - mieszanka poezji i prozy) Anna Janko Anna Świrczyńska - zapewne z tych samych powodów, co Ty ;)
    • Ania Piwowarska 23 maja 2015, 16:49 #
      Agnieszko – napisz do Moniki w sprawie grafiki – na pewno się dogadacie :) Wklejam linka do Twoich ulubionych książek (bo ten skrócony połączył się ze zdaniem): http://pracowniaedukreacji.pl/inspirujace-ksiazki/ „Droga Artysty” i „Minimalizm po polsku” są również na mojej liście (nie-prozatorskiej) i wciąż wracają we wpisach :) Urzekło mnie to, co napisałaś o poezji (i czasem naprawdę żałuję, że nie byłam taką nastolatką) – Herberta powinnam dopisać do listy klasyków, którzy wciąż robią na mnie wrazenie (zwłaszcza eseje i proza poetycka), na Wojaczka i Świetlickiego chyba się spóżniłam po prostu – gdybym odkryła ich na studiach, pewnie powywracali by mi w głowie :) Świrszczyńska-choć z pokolenia Herberta, Różewicza i Miłosza jawi mi się jako zupełnie świeża i współczesna (może przez swoją bolesną cielesność). Też czasem odczuwam zmęczenie internetowym szumem. Urlop bez komputera i bez FB (ale z Kindlem) zawsze wtedy pomaga :)
      • Agnieszka Siołek 23 maja 2015, 17:25 #
        Aniu, wyobraź sobie, że ja w liceum do wierszy Wojaczka tworzyłam muzykę. I tak przez kilka lat. Ja, gitara i te wiersze. Jestem nimi przesiąknięta na wskroś. Muzycznie rozprawiałam się również z Poświatowską, Przybosiem i Wierzyńskim. ;) Mam do tego czasu niewyobrażalny sentyment. A propos tego co napisałaś. Tak się zastanawiam, czy Wojaczek powywracał mi wtedy w głowie, czy już w tej głowie miałam powywracane ;) PS - ja właśnie planuję długi urlop bez internetu. Póki co mentalnie się do tego przygotowuję ;)
        • Ania Piwowarska 24 maja 2015, 13:46 #
          Muzyka do wierszy – to też mnie ominęło :) Długi urlop bez internetu na pewno się przysłuży do nowych odkryć z księgi ja – bardzo ci tego życzę :)
  5. Katarzyna 23 maja 2015, 00:13 #
    Aniu, trafiłaś w sedno swoim artykułem. Wszystkie ograniczenia są tylko i wyłącznie w nas, w naszej głowie, która buduje mur tak wielki, że nic spoza niego nie widać. Nie piszę, bo czytam :-) Jak mogę napisać coś lepszego, bardziej interesującego, niż tysiące autorów przede mną. Są moją fascynacją, a mimowolnie stają się moim ograniczeniem. Z racji zawodu i tego, że codziennie przepływa przez moje ręce kilkanaście, kilkadziesiąt książek, ta niemoc pisarska jeszcze bardziej się uwydatnia. Przecież napisano już wszystko... Nie wracam do przeczytanej raz literatury, albo robię to bardzo sporadycznie, bo cały czas mam poczucie, że nie nadążam za światem wydawniczym i mimo ogromu chłamu, jaki się wydaje, to wartościowych pozycji jest na tyle dużo, że życia nie starczy. I tak gonię i gonię... Mimo to piszę. Na razie o książkach, bo na nich się znam, próbuję, zachęcona przez pewnego blogera jako ćwiczenie pisać mikroopowiadania na max 300 słów. Krytyk we mnie każe wszystko wyrzucać do kosza, ale trening czyni mistrza... :-) Ps. Przez Twoją listę książek - moja lista "do przeczytania" znacznie się wydłużyła, ale to tylko ułatwia oddzielenie ziarna od plew :-) Moje dziury w sercu robi ostatnio Wojtek Tochman, Magdalena Grzebałkowska, Eric-Emmanuel Schmitt, Joanna Bator, Anna Maria Matute ... Pozdrawiam wietrznie
    • Ania Piwowarska 23 maja 2015, 16:34 #
      Katarzyno, cieszę się, że podzieliłaś się tym, co robi dziury w sercu – przez to i moja lista się wydłużyła (czytałam pierwszą powieść Bator "Kobieta" – i choć to nie było to, co jest teraz, to był w tym potencjał i znowu się potwierdza – można rozwijać się w trakcie :) Uwielbiam mikroopowiadania – kiedyś próbowałam nawet metodę Hemingwaya - opowiadania na 6 słów :) Będę wracać do tego, co piszesz o książkach na: http://www.wiatremczytane.pl/ i szukać tam „moich” rzeczy :)
  6. Patrycja (Chustodzieciaki) 23 maja 2015, 01:26 #
    W ostatecznym rozrachunku mi czytanie chyba bardziej przeszkadza niż pomaga - z powodu, o którym wspominasz: pochłania większość czasu, który mogłabym poświęcić na pisanie. Czytanie jest jak nałóg. Trudno odpuścić ;-)
    • Ania Piwowarska 23 maja 2015, 16:38 #
      Jest na to sposób, który polecam za Julią Cameron – od czasu do czasu wprowadzić abstynencję czytelniczą i pisać wtedy albo chodzić z głową w chmurach :)
  7. Justyna 26 maja 2015, 16:30 #
    Uwielbiam pisać. Uwielbiam czytać. Jako dziecko marzyłam, że można pracować jako "czytacz książek" :) Dzisiaj raczej skupiam się na pisaniu. I ciągle mam poczucie, że czytam za mało :(
    • Ania Piwowarska 26 maja 2015, 17:05 #
      Z tym za mało to jest wieczna mantra u mnie – za mało czytam, za mało piszę, za mało śpię, ćwiczę, odpoczywam. Ale za mało wynika u mnie z za dużo - za dużo bym chciała: zrobić, przeczytać, napisać. W związku z tym planuję za dużo – i koło się zamyka. Jedym remedium jako udało mi sie na to znaleźć i jakie stosuję z wielkim bólem i ciągłym negocjowaniem z samą sobą jest MNIEJ – mniej chcieć, mniej planować, więcej być i czuć (równiez radość i wdzięczność), czyli minimalizm jako codzienna filozofia i podręczny zestaw narzędzi. A co do zarabiania na czytaniu – można to robić recenzując książki (np. obcojęzyczne - dla wydawnictw, albo na swoim blogu) :)
  8. Paulina 26 sierpnia 2015, 11:28 #
    Na Felicitas Hoppe i książkę „Pigafetta” trafiłam w jednej z tanich księgarni w Krakowie. Długo się zastanawiałam, czy kupić choć kosztowała tylko 5 zł ;) Potem zobaczyłam ją na Twojej liście i stwierdziłam, że jak będzie na mnie jeszcze czekała w księgarni to kupię. Kupiłam, właśnie czytam, jest naprawdę cudowna! :)

Co o tym myślisz? Zostaw swój komentarz: Katarzyna