Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie

Za kulisami książki „Autentyczność przyciąga”

20 listopada 2015
Ania Piwowarska

Zdjęcie: Barbara Bogacka Fotografia

Minął już kwartał od kiedy książka „Autentyczność przyciąga” ukazała się na rynku. Był to dla mnie bardzo intensywny czas. Tak intensywny, że dopiero teraz udało mi się stworzyć wpis, który chodził mi po głowie od samej premiery. A mianowicie KULISY.

W tym czasie wiele osób pytało mnie o różne szczegóły związane z powstaniem książki. Często pojawiały się pytania: Ile czasu zajęło mi pisanie? Jak godziłam pisanie książki z innymi zleceniami? Jak szukałam wydawcy?

Wpis ten na pewno nie wyczerpuje tematu. Ale mam ochotę podzielić się z wami kilkoma impresjami z mojej drogi.

Aby książka w ogóle mogła powstać, musiałam ją najpierw wymarzyć, a później zrobić dla niej miejsce w moim życiu. Pisałam już o tym we wpisie: O marzeniach, czyli jak powstawała moja książka.

A jak to wyglądało w praktyce?

Jak zaczęłam pisać?

Zacząłam od tego, że spotkałam się z Marią Kulą z Perypetie.com i powiedziałam jej, że chcę napisać książkę, ale nie mam zielonego pojęcia, jak się za to zabrać, ile czasu może mi to zająć i jak mogłaby mi w tym pomóc.

Umówienie się z Marią na współpracę przy pisaniu spowodowało, że wyszłam z moim pomysłem na zewnątrz, powiedziałam o nim światu (w osobie Marii). Pracując z Marią mogłam sama wyznaczać sobie deadline’y, ale miałam zewnętrzną motywację, żeby ich dotrzymywać. Po naszkicowaniu wstępnego planu – mogłam pisać o tym, o czym akurat miałam ochotę i nie musiałam martwić się strukturą – bo wiedziałam, że mam zapasową parę oczu, która nad tym czuwa.

A jednocześnie – każde nasze spotkanie i niemal każda wymiana maili delikatnie popychały mnie do wychodzenia poza moją strefą komfortu. Gdy już czułam się ciepło i bezpiecznie – Maria podsuwała sugestię, która w pierwszej chwili wydawała się Nie-Do-Wyobrażenia, a po pewnym czasie okazywała się doskonałym pomysłem – wymagającym wysiłku, ale przynoszącym ogromną satysfakcję.

Osobiście uwielbiam czytać Perypetie.com i to, co Maria pisze na temat pisania. Znajduję w tym zawsze mnóstwo inspiracji dla siebie. Jeśli ty też marzysz o napisaniu książki, ale nie masz zielonego pojęcia, jak się za to zabrać – polecam indywidualną pracę z Marią i jej kursy pisania.

Możesz też znaleźć w swoim otoczeniu osobę, z którą umówisz się na dostarczanie poszczególnych fragmentów w ramach deadlinów, na rozmowy i opracowanie wstepnego planu książki (który zmieni się później kilka razy – ale bardzo ułatwi Ci to, co najważniejsze – rozpoczęcie pisania i pokonywanie kolejnych blokad i zwątpień, które NA PEWNO się pojawią).

W temacie radzenia sobie z nimi bardzo polecam to, co Elizabeth Gilbert mówi i pisze na temat procesu twórczego oraz oczywiście i zawsze „Drogę Artysty” Julii Cameron.

IIe czasu zajęło mi pisanie książki?

Na pierwszym etapie, który rozpoczął się w maju 2014 roku, starałam się przeznaczyć na pisanie jeden cały dzień w tygodniu – ale jednocześnie cały czas badałam, co u mnie działa, a co nie.

Szybko okazało się, że trudniej jest mi wejść w pisanie z marszu. Czasami udawało się usiąść rano i po prostu pisać, a czasem – zanim weszłam w fazę pisania, musiałam przeczytać ileś tam fragmentów do tyłu.

Deadline’y pomagały mi zawsze – choć czasem przekraczałam je o kilka godzin albo dzień.

Po dwóch czy trzech tygodniach zdecydowałam, że na pisanie przeznaczę dwa dni w tygodniu. Później zwiększyłam tę częstotliwość do trzech dni.

W wakacje udało mi się wykroić na pisanie dwa razy po pełnym tygodniu i to był najlepszy czas – bo byłam w procesie i nie musiałam sobie za każdym razem przypominać, o czym to ja tak w ogóle piszę.

Na początku września – gdy miałam gotowe (jak mi się wtedy wydawało) 70-80% książki oraz szczegółowy plan tego, co się w niej znajdzie – przy wsparciu Marii Kuli z Perypetii przygotowałam propozycję wydawniczą (opis książki, moje bio, dwa przykładowe rozdziały) i rozesłałam do kilku wydawnictw.

Czy miałam znajomości w wydawnictwach?

Nie. Nie znałam osób do których wysyłałam propozycje wydawnicze. Z wydawnictwem Onepress skontaktowałam się za pomocą formularza na ich stronie internetowej. I stworzyłam moją propozycję, stosując się do wytycznych, które tam znalazłam.

Do kilku innych wydawnictw poradnikowych (które odkryłam przeczesując półki z poradnikami w księgarniach oraz internet) również wysyłałam propozycje zgodne z ich wytycznymi na stronach www. Okazało się zresztą, że wiele wydawnictw, których z poradnikami nie kojarzyłam, ma je w swojej ofercie.

Jak dowiedziałam się, że książka zostanie wydana?

Dzień w którym dowiedziałam się, że wydawnictwo Onepress, które było moim „pierwszym typem” jest zainteresowane wydaniem książki, opisałam szczegółowo w jednym z listów o pisaniu:

W zachmurzony poranek schyłku września zasiadłam do mojego biurka w celu napisania nowego fragmentu. I wtedy stanął mi przed oczami link do wystąpienia Brené Brown.
Kiedy skończyłam słuchać i notować, otworzyłam moją skrzynkę mailową. I ONIEMIAŁAM. W skrzynce czekał mail od wydawnictwa Onepress – przesłany dosłownie kilka minut wcześniej (gdy cała byłam słuchaniem i notowaniem – dzięki czemu przez chwilę nie byłam strachem). Przy pierwszym czytaniu maila nie zrozumiałam ani słowa. Przy drugim, dotarło do mnie, że chyba są zainteresowani moją książką. Przed trzecim czytaniem odtańczyłam szaleńczy taniec do kawałka Lykke Li „Dance, dance, dance”. Piosenka ta towarzyszyła mi wtedy często i podnosiła energię w krótkich przerwach od pisania, kiedy jeszcze pisałam. Uznałam ją więc za najodpowiedniejszą towarzyszkę do tego tańca:

Zdyszana, wykonałam ważny telefon, podczas którego przeczytałam wiadomość po raz trzeci – NA GŁOS. Wtedy zaczęłam wierzyć, że to PRAWDA. Tego dnia wykonałam jeszcze kilka euforycznych telefonów.
A następnie – oficjalnie rozgrzeszając się z niepisania przez całą resztę popołudnia i wieczoru – praktykowałam wdzięczność. Wtedy i w moim wydaniu wyglądało to tak, że ilekroć zaczynałam myśleć o tym, ile czeka mnie pracy, jak bardzo się tego boję i na co ja się w ogóle porywam – przerywałam myślowy kocioł i przypominałam sobie, że wydawnictwo, na którym NAJBARDZIEJ mi zależało CHCE WYDAĆ moją książkę.

Nie był to wcale koniec pisania.

Wydawnictwo zaproponowało, bym rozszerzyła tematykę książki. Pomysł ten wydał mi się sensowny i ciekawy. Wymagał jednak spojrzenia na całość świeżym okiem. A przy tym okazało się, że zamiast 70 czy 80%, mam teraz 30 albo 40% książki. Stworzenie nowego planu, jego weryfikacja, umowy, inne zlecenia i mój urlop sprawiły, że do ponownego pisania wróciłam w grudniu.

Jak pisałam dalej?

Tym razem sama ustaliłam sobie deadline (na połowę stycznia 2015 roku) i wpisałam go w umowę wydawniczą. Termin realistyczny, ale wymagający dużej dyscypliny. Cały grudzień upłynął mi na pisaniu – a przerwa świąteczno-noworoczna – kiedy mogłam nawet nie zaglądać do skrzynki mailowej – była szczególnie intensywna.

Nie oznacza to, że Wigilię, Święta i Sylwestra spędziłam na pisaniu – ale już w Trzech Króli powstał całkiem spory fragment dotyczący content marketingu i promocji.

Tydzień przed deadlinem miałam 90% książki, absolutny mętlik w głowie i zero dystansu. Wtedy do akcji wkroczył mój „osobisty redaktor”, który na co dzień zajmuje się zupełnie inną branżą, ale posiada dystans, umiejętność ogarniania projektów w całości i wnikliwość godną etatowego redaktora. Po dniu przerwy, przedyskutowaniu moich wątpliwości oraz uwag redaktorskich, wprowadziłam kilka zmian konstrukcyjnych, które wpłynęły na ostateczny kształt książki – taki jaki jest obecnie.

Po dostarczeniu tekstu do wydawnictwa czekały mnie jeszcze poprawki korekcyjno-redaktorskie, a później praca nad wizualnym wyglądem książki (od okładki przez wnętrze).

A później to już wiecie :)

Zobacz stronę o książce i najnowsze opinie na jej temat.

———————

Wpis bierze udział w Karnawale Blogowym Kobiet. Tematem tej Edycji jest Świętowanie. W moim przypadku świętowanie kulisów wydarzenia, które było dla mnie najważniejsze w tym roku. I które to świętowanie w natłoku „spraw” zeszło trochę na dalszy plan. Uważam, że nie powinno tak być. Ale to już przyczynek do innych rozważań, które we wspaniały sposób nakreśliła Marzena Tajchman w swoim wpisie wprowadzającym w tematykę świętowania: Świętuj jak Mistrzowie.
Marzena Tajchman z bloga Części Wspólne jest opiekunką #9 Edycji Karnwału. Więcej o całej imprezie dowiesz się tu: http://karnawalblogowykobiet.pl/swietowanie-9-edycja-karnawalu/.
———————

A teraz pytanie do Ciebie:

Czy chodzi Ci po głowie myśl o napisaniu książki? Jakie obawy i nadzieje rodzi ta myśl? Czy chcesz mnie o coś zapytać w związku z kulisami powstawania mojej książki?

24 komentarze

  1. Waldek 20 listopada 2015, 08:33 #
    Dzień dobry, Co prawda nie odpowiem na pytania, ale w temacie ... :) U mnie sprawdziło się najpierw pianie bloga i decyzja o jednym wpisie na tydzień (minimum 1 str. A4, maximum 2 str. A4). Po pół roku miałem solidną bazę, którą rozwijając przygotowałem moją pierwszą książkę. Kontynuowałem pisanie bloga, więc po kolejnym roku pojawiło się Wydanie nr 2. A ostatnio, wydanie nr 3: https://spoldzielniasocjalnawpraktyce.pl/produkt/ksiazka-spoldzielczosc-socjalna-poradnik-skrajnie-praktyczny/ Dla mnie jednym z kluczowych czynników sukcesu przy pisaniu książki jest zachowanie motywacji wewnętrznej i samodyscypliny. Dziękuję za wiedzę i inspiracje, pozdrowienia Waldek Żbik
    • Ania Piwowarska 25 listopada 2015, 17:37 #
      Dziękuję, że się podzieliłeś swoim sposobem na książkę :) Pisanie bloga - szczególnie regularne – to świetny sposób na motywację i zobowiązanie wobec całej swojej społeczności :) Ja też serdecznie pozdawiam :)
  2. Martka 20 listopada 2015, 11:04 #
    Ja jestem bardzo ciekawa w jaki sposób została opłacona Twoja praca. Czy otrzymałaś jednorazowe wynagrodzenie, czy czerpiesz jakiś procent od każdego egzemplarza. Ile zarobiłaś na książce - czy możesz ujawnić tę informację? Ja napisałam 3 książki, które zostały wydane przez organizacje pozarządowe. Za dwie z nich otrzymałam po 2000 zł, za napisanie 3. - 5000 zł netto. Mam marzenie napisać obszerną książkę i tym razem wydać ją komercyjnie. Czy to się bardziej opłaca finansowo? Możesz się podzielić swoim doświadczeniem w tej kwestii? Bardzo dziękuję i pozdrawiam. Martka
    • Ania Piwowarska 20 listopada 2015, 14:57 #
      W moim przypadku chęć zysku nie była najważniejszą motywacją związaną z książką – dlatego zdecydowałam się na tradycyjną drogę wydawniczą. W innym przypadku myślałabym pewnie o selfpublishingu. Otrzymałam jednorazowe horonarium i otrzymuję kilkanaście procent od ceny hurtowej każdej sprzedanej książki. Ale zyski z książki nie były podstawową motywacją. Chodziło mi raczej o dotarcie z tematem autentyczności w budowaniu marki szerzej niż ja sama mogłabym dotrzeć. I to się udało :)
  3. Agnieszka Siołek-Cichocka 20 listopada 2015, 16:03 #
    Aniu, super, że przedstawiłaś proces powstawania książki od kuchni. Ja również myślałam o współpracy z Marią Kulą i po Twoim wpisie zachęciłam się do tego jeszcze bardziej. Natomiast moim największym wyzwaniem w pisaniu jest dyscyplina. Nie mam tego problemu przy krótkich formach, ale przy książce już tak. W mojej głowie to rozległy teren słów, którego nie umiem objąć myślami i ten fakt odwodzi mnie od pisania. Ale chyba i tutaj najlepsza jest metoda zjadania słonia małymi kawałkami, no i motywująca współpraca - tak, jak u Ciebie z Marią. Dzięki za ten wpis ;)
    • Ania Piwowarska 20 listopada 2015, 21:29 #
      Plan całości (który się zmieniał i modyfikował w trakcie) bardzo mi pomógł. W dni, kiedy pisałam mogłam zapytać siebie: „O czym masz ochotę dziś napisać?”. I mogłam pisać „od środka” nie obawiając się, co to będzie. Dzięki temu miałam poczucie lekkości na tym pierwszym etapie. I tak sobie pisałam, pisałam aż Maria mi uświadomiła, że mam już tyle napisane, że mogę wysyłać propozycję wydawniczą (co oczywiście spowodowało blady strach i wyjście ze strefy komfortu). Marię Kulę polecam zawsze i wszędzie :) Również do wspólnego i warsztatowego pisania powieści :)
    • Ola (Pani Swojego Czasu) 22 listopada 2015, 11:00 #
      Agnieszko ja dokładnie w taki sam sposób myślałam o swojej książce, którą właśnie pisze i też z Marią - że ok bloga to umiem pisać, ale to jest blog, no a książka to coś zupełnie innego. Tymczasem okazuje się, ze pisanie książki pod okiem Marii to bardzo komfortowa sprawa, a w dyscyplinowaniu się tym bardziej pomaga to, że umawiasz się z nią na konkretne terminy :)
      • Ania Piwowarska 23 listopada 2015, 01:02 #
        Powiedziałabym, że dla mnie to było nawet bardziej komfortowe niż pisanie bloga :)
  4. Joanna 20 listopada 2015, 17:24 #
    Aniu, dziękuję za tę książkę. Dodała mi odwagi, żeby pokazać siebie w moich tekstach. Wcześniej miałam pomysł, żeby tworzyć bezpieczne, neutralne artykuły o Mindfulness, teraz wkładam w to wielki kawałek siebie. Wzbudza to we mnie duże emocje, bo nie nawykłam tak się pokazywać. Ale daje też dużo radości. Przypomniałam sobie jak fajnie jest pisać. Jeszcze tylko dokończę bio... Może na książkę też przyjdzie czas;)
    • Ania Piwowarska 21 listopada 2015, 01:20 #
      To ja Ci dziękuję, że się tym podzieliłaś :) Trzymam kciuki - za stronę i za książkę też :)
  5. Wiolla z mojatoskania.com 20 listopada 2015, 23:50 #
    Ciao :) Tu współ-uczestniczka dziewiątej edycji Karnawału (Ale ten czas leci!Niedawno byłam myślami w Spotkaniu w San Gimignano, w Karnawale organizowanym przez Ciebie, a tu już dziewiątka) Aniu, Twoje lekkie pióro powoduje, że historię o powstawaniu książki czyta się jak cudowną bajkę, jak opowieść o czymś lekkim, łatwym i przyjemnym. A przecież napisanie książki to był ogrom pracy! Tym bardziej kieruję do Ciebie wyrazy uznania za Twoją książkę (która czekała na mnie 3 dłuuuugie miesiące) i z kulisy, pozostając z nadzieją, że kiedyś i ja opiszę sobie, ot tak, jakieś "kulisy". Ciao :)
    • Ania Piwowarska 21 listopada 2015, 01:16 #
      Dziękuję :) No to, żeby było jasne – poza momentami lekkości były też momenty rozpaczy głebokiej jak otchłań i paraliżującego strachu - wtedy właśnie najbardziej pomogła mi Brene Brown.
  6. Ola (Pani Swojego Czasu) 22 listopada 2015, 11:02 #
    Aniu spieszę donieść, że Twój sukces spowodował, że ja również nabrałam chęci na pisanie. I piszę książkę o zarządzaniu czasem dla Kobiet (tak jakbym mogła o czymś innym :) i też piszę z Marią. Do końca roku powinnam wiedzieć, czy pewne wydawnictwo zgodzi się ją wydać :)
    • Ania Piwowarska 23 listopada 2015, 01:01 #
      Jeśli choć trochę sie do tego przyczyniłam to już od dzisiaj będę chodzić dumna – bo Twoja książka pozamiata rynek – jestem tego więcej niż pewna :)
  7. Jadwiga - Laboratorium Zmieniacza 22 listopada 2015, 15:20 #
    Też pamiętam dzień, kiedy dostałam odpowiedź od OnePress. Pamiętam, że płakałam przez łzy :D Idąc zgodnie z duchem książki (zmiana nawyków przy użyciu mechanizmów gier) zrobiłam sobie grę, by dokończyć pisanie. Od momentu podpisania umowy miałam 1,5 miesiąca na oddanie materiału a do napisania jakieś 3/5 książki :D Miło wspominam ten czas twórczego szału, mimo że był moment, kiedy pisanie przestało mi sprawiać frajdę. Na szczęście to szybko minęło :) Teraz czekam na ustalenie daty premiery... :)
    • Ania Piwowarska 23 listopada 2015, 01:05 #
      ja też miałam taki moment, że czułam, że już „pracuję nad książką” - kiedy układałam, dopisywałam i ogarniałam strukturę. Ale myślę, że ten moment kiedy to ja się męczyłam – wyszedł książce na dobre :) A możesz zdradzić nam już tytuł swojej książki? Czekam niecierpliwie na premierę :)
  8. Anna 22 listopada 2015, 17:50 #
    Bardzo fajny wpis! Mam w najbliższym czasie zamiar napisać coś przy wsparciu Marii, już się nie mogę doczekać udziału w jej Szkole Pisania Powieści :) A Marzenę Tajchman znam osobiście i wspaniale było znaleźć o niej wzmiankę w Twoim tekście!
    • Ania Piwowarska 23 listopada 2015, 00:57 #
      Dziękuję :) Szkoła Pisania Powieści będzie z pewnością wspaniałą rzeczą – sama chętnie wzięłabym w niej udział, ale tym razem nie mogę :)
  9. Marzena 23 listopada 2015, 13:31 #
    Aniu, ogromnie dziękuję Ci za ten wpis. Po pierwsze pokazuje, że świętować można (i należy) drogę a nie cel. Po drugie jest namacalnym dowodem, że opowiadanie jest świętowaniem. I za opowiadanie moich dróg się dzięki Tobie zabiorę. Dziękuję.
  10. Dorota Barczak-Perfikowska 25 listopada 2015, 18:47 #
    Aniu,bardzo fajny wpis. Mało kto pisze o samym procesie pisania książki. Raczej skupiamy się na efekcie końcowym. Również gorąco polecam Marię Kulę, z którą pisałam książkę o kobietach spełnionych!Sama nie wiem, kiedy moja książka się napisała;-)
    • Ania Piwowarska 25 listopada 2015, 19:47 #
      Efekt końcowy można zobaczyć w księgarniach. Lubię czytać o rzeczach „od kuchni” - stąd pomysł na ten wpis :) Czy Twoja książka jest już na rynku?
  11. Michał 11 lutego 2016, 20:54 #
    Cześć! Po pierwsze gratuluje wytrwałości i wiary, że się uda po drugie super artykuł i dodaje książkę na półkę "Chcę przeczytać" ! :) Jestem studentem kognitywistyki (nauka o tym jak postrzegamy świat, czym jest świadomość, procesy poznawcze itp.), mam 22 lata i chcę napisać książkę: ,,Jak zatrudnić swój mózg, aby pracował dla ciebie!" Właściwie to już zbieram pojedyncze informacje i spisuje każde słowo, które przyjdzie mi do głowy. Chciałbym cię poprosić o parę rad: 1) Jak bardzo wydawnictwa patrzą na postać samego autora? 2) Czy przeczytała byś książke o takim tytule? 3) Jakie umiejętności trenować, aby moja książka była jak najciekawsza?
    • Ania Piwowarska 15 lutego 2016, 21:45 #
      Michale, Dziękuję Ci za ten komentarz i pytania, które skłaniają do użycia mózgu :) 1) w przypadku początkujących autorów myślę, że ważny jest sam temat – ale posiadanie pewnej grupy słuchaczy / czytelników bloga / fanów na FB na pewno będzie argumentem za dla wydawnictwa. 2) na pewno bym zwróciła uwagę, przeczytała ostatnią stronę, przejrzała spis treści, żeby zobaczyć, czy coś z tego wyniosę dla siebie – czy jak w przypadku wielu poradników nie obiecuje on więcej niż daje. 3) pisanie w sposób atrakcyjny i jasny (bez akademickiego zadęcia) na pewno będzie na plus – plus wszystkie rady na temat pisania, które przekazuję w książce :) Powodzenia – najważniejsza i tak będzie umiejętność wybaczenia sobie i zakończenia, o której piszę tu: http://autentycznycopywriting.pl/jak-omijac-pulapki-tworzenia/

Co o tym myślisz? Zostaw swój komentarz: Martka