Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie

Moja lista rzeczy do niezrobienia

24 kwietnia 2015
Ania Piwowarska

Na zdjęciu: Notatnik Autentyczny Made by Angie.

Ten wpis jest trochę o priorytetach.

Chociaż priorytety to ostatni temat, o którym spodziewałabym się pisać w NOTATKACH O PISANIU.

Przyjęłam go z zewnątrz, bo chciałam wziąć udział w kwietniowym Karnawale Blogowym Kobiet (i to właśnie ze względu na moje priorytety – bo jedym z nich jest większa regularność w pisaniu bloga).

A również z powodu niespodzianki, o której napiszę później.

A zatem zacznijmy od priorytetów.

Moje „odkrycie” ostatnich miesięcy, a zarazem gorzka pigułka o ładunku atomowym, którą raz po raz serwuje mi (na moje życzenie) Pani Swojego Czasu brzmi: nie ma takiej możliwości kosmicznej, żeby zrobić wszystko.

Żeby więc zrobić to, co dla mnie najważniejsze – muszę czegoś nie zrobić – coś odpuścić, coś wykonać po łebkach, a jeszcze coś przekazać innej osobie.

Tego wszystkiego uczę się od Oli Budzyńskiej – Pani Swojego Czasu – z wypiekami na twarzy i nieustannie. Czytając jej bloga zaczęłam nieco inaczej myśleć o czasie i nieco lepiej sobie z nim radzić.

W realizowaniu na co dzień tego, co dla mnie najważniejsze pomaga mi lista priorytetów.

Ale też bardzo pomaga mi druga lista – o której rzadko się mówi. Bo jest trochę bolesna i nie całkiem wygodna.

Przynajmniej dla mnie.

O tym, czego nie robię.

Na liście rzeczy, których nie robię, znajdują się takie aktywności jak:

oglądanie telewizji i śledzenie newsów wszelakich (od tych z życia gwiazd, po te z pierwszych stron gazet).

Wprawdzie nigdy chyba nie należałam do tych, którzy „zawsze muszą wiedzieć, co się dzieje”. Ale całkowite wylogowanie się z tego zajęło mi kilka dobrych lat.

Ekstremalnie ważne rzeczy docierają do mnie i tak. Ekstremalnie ważnych rzeczy zdarza się kilka w ciągu roku.

Ufam, że zawsze będą do mnie docierać w jakiś sposób.

Kiedy coś takiego się wydarza – staram się dowiedzieć więcej – choć i tak mam świadomość, że dowiedzieć się newsa a zgłębić podłoże problemu i zrozumieć go – to dwie różne rzeczy.

Na co dzień jednak odczuwam coraz mniejszą potrzebę dowiadywania się newsów, o których 3 dni później nikt już nie pamięta.

„A kto to jest?”

To pytanie, które zdarza mi się zadawać w rozmowach towarzyskich, kiedy te zbaczają na sfery tego świata, których śledzenie uważam za stratę mojego czasu.

Odpowiedź dotyczy najczęściej nowej gwiazdy serialu; osoby, która zasłynęła jakąś wpadką w telewizyjnym show albo też dla odmiany wygrała go; kogoś kto przespał się z kimś kogo też nie znam.

A kiedy już usłyszę tę odpowiedź, to często uświadamiam sobie: W sumie to wcale nie chciałam tego wiedzieć.

Kiedyś strach przed zadaniem tego pytania i obawa, że znajdę się poza tematem dyskusji (czyli poza jakimś rodzajem wspólnoty – wiedzy i doświadczeń) pchały mnie do tego, żeby jakoś to wszystko śledzić, po łebkach chociaż – mimo, że nigdy specjalnie mnie to nie interesowało.

Dzisiaj wiem, że nie muszę tworzyć wspólnoty ze wszystkimi.

Bo z drugiej strony – niewiele osób zna nazwiska, nie mówiąc już o twórczości, moich ulubionych pisarzy i poetów. I ja też mogłabym ich nie znać, gdybym któregoś razu nie zdecydowała, że zamiast śledzić Plotka, czy innego Kundelka – wolę czytać to, co mnie interesuje, zachwyca i przyciąga.

Bolesna lista rzeczy do niezrobienia

Rzeczy, których nie robię, bo mnie nie interesują – to nie są rzeczy, które umieszczam na mojej liście rzeczy do niezrobienia. O nie.

Byłoby to z pewnością bardzo wygodne, wpisać na moją TO DON’T LIST, że od dzisiaj nie oglądam telewizji, nie czytam plotkarskich portali, nie wertuję codziennych dzienników – bo są to rzeczy, z których łatwo jest mi zrezygnować. Przecież i tak ich nie robię.

Na mojej liście rzeczy do niezrobienia znajdują się sprawy znacznie bardziej bolesne niż telewizja.

Są tam rzeczy, które bardzo chciałabym robić – ale w danym momencie nie mogę sobie na to pozwolić – ze względów czasowych, życiowych, finansowych.

Tak się składa, że ilekroć robię sobie listę postanowień noworocznych albo pomysłów do zrealizowania – powinnam od razu, z automatu i brzytwą Okhama wyciąć połowę rzeczy i przerzucić je na tę drugą listę.

Na tej liście są bowiem rzeczy do zrealizowania – ale jeszcze nie w tym roku, jeszcze nie w tym 5-leciu, a być może – nie w tym życiu.

Są to rzeczy, które są dla mnie ważne, ale nie priorytetowe. Ich realizacja dałaby mi radość, ale robię już inne rzeczy – dające mi większą radość. Muszę więc wybierać. Mimo, że w mojej naturze leży, że chciałabym zrobić wszystko. I najlepiej – od razu.

Czy nie mówiłam, że to jest bolesna lista?

Bo czy można się tak łatwo i tak do końca pogodzić z myślą, że nie przeczytam w moim życiu wszystkich książek, które by mnie potencjalnie interesowały, o których słyszałam, że warto je przeczytać i które chcę przeczytać (jeśli w danym momencie przed chcę nie pojawia się znaczek BARDZO).

To samo dotyczy filmów, miejsc na ziemi, które chciałabym zobaczyć, ludzi, z którymi chcę spędzać czas.

Gdyby jeszcze mogło być tak, że mając listę priorytetów i listę rzeczy do niezrobienia – mogę przerzucać po kolei – po jednej rzeczy. Dajmy na to, wykonałam jakieś priorytetowe zadanie – więc sięgam do mojej listy oczekujących i biorę pierwsze zadanie z brzegu – by umieścić je na liście priorytetów. A potem je sobie realizuję.

Niestety, nie ma tak lekko.

Bo lista rzeczy, które chcę zrobić, ale na ten moment nie mogę im nadać statusu Priorytet i wpuścić w moje życie bez kolejki – rośnie cały, ale to naprawdę cały czas.

I do tego – rośnie razem ze mną.

A ja cały czas się zmieniam i to, co prawie prawie już było na liście priorytetów – jednym życiowym zwrotem ląduje w czeluściach – na samym dnie bolesnej listy.

A w mojej głowie ląduje myśl, że może już nigdy nie zrealizuję tej rzeczy.

Jak sobie z tym radzę?

W moim przypadku odpowiedzią (i ulgą) na to wszystko – na ten nadmiar wrażeń, które chciałabym wchłonąć i nadmiar ambicji, które chciałabym zaspokoić – jest MINIMALIZM.

Traktuję go jako filozofię codzienną, pewien koncept myślenia o rzeczywistości, pewien filtr, który mi pomaga (tak samo jak priorytety).

Kiedyś na pewno (no właśnie) napiszę o tym osobny wpis.

Na razie polecam bardzo książkę, która pokazała mi, że minimalizm może być odpowiedzią (albo szeregiem pomocnych pytań) również dla mnie, bo nie ogranicza się (jak dotąd uważałam) jedynie do liczenia ciuchów w szafie i ilości przyborów w kuchennej szufladzie.

„Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym” autorstwa Anny Mularczyk-Meyer.

To, co najbardziej mnie przyciąga do tego sposobu filtrowania rzeczywistości, sprowadza się do jednej myśli:

Wybierając świadomie, to czemu chcę poświęcać mój czas oraz energię i decydując się robić mniej, mogę bardziej się cieszyć tym, co robię i być w tym głębiej. Mając w moim życiu trochę przestrzeni – na swobodne myśli, niespodziewane spotkania i natchnienia oraz na to, by być obecną, dostrzegać drobne radości i małe przejawy piękna – mogę mocniej czuć życie.

A jak jest u ciebie?

Czego nie robisz w swoim życiu (i nie jest ci z tego powodu przykro)?
Co znajduje się na twojej liście rzeczy do niezrobienia?
Jak radzisz sobie ze świadomością, że nie da się zrobić wszystkiego?

—————————————————————————-

Mój wpis bierze udział w Karnawale Blogowym Kobiet. Tematem tej edycji są Priorytety w życiu. Temat ten zaproponowała Justyna z Bridgehead PR.

A już za kilka dni rozpocznie się maj – mój ulubiony miesiąc w roku.

I nowa edycja Karnawału – pod moją opieką!!!

Tematem przewodnim majowego Karnawału Blogowego Kobiet będzie: Co pomaga mi w pisaniu?

Jeśli tylko masz ochotę podzielić się swoimi refleksaji na ten temat i swoimi sposobami na pisanie – dołącz do Karnawału. Tutaj znajdziesz wszystkie potrzebne informacje:

Karnawał Blogowy Kobiet

—————————————————————————-

17 komentarzy

  1. Ola (Pani Swojego Czasu) 24 kwietnia 2015, 07:34 #
    Aniu cudowny wpis. Lepiej nie mogłabym tego ująć! Myślę że w swojej przygodzie z czasem jesteś juz bardzo bardzo zaawansowana!
  2. Asia 24 kwietnia 2015, 11:50 #
    Nie sprzątam i nie oglądam telewizji, ale i tak brakuje mi czasu na rzeczy "do zrobienia". O książce już słyszałam. Czas się jej przyjrzeć bliżej.
    • Ania Piwowarska 24 kwietnia 2015, 15:49 #
      Bardzo polecam "Minimalizm po polsku":) To podejście spadło na mnie jak grom i pozwoliło spojrzeć inaczej na wiele rzeczy.
  3. Mag 24 kwietnia 2015, 14:27 #
    Żal. Żyć tak, by niczego później nie żałować. Długo się udawało aż wpadłam na ścianę. Dorosłość po 30ce dla mnie wymusiła refleksję nad różnymi sprawami. Dla mnie znów stało się ważne "nie żałować". Tak, uczyć się etc są na liście TO DO. I korzystam. Bo znów uczę się nie przejmować i nie żałować. Trochę pokręcone ale generalnie o to chodzi Wiem co lubię, plan i działanie. Byle nie rozkładać na czynniki, tak jak napisałaś, nie szkodzi by zrobić coś "po łepkach", "nie ma takiej możliwości kosmicznej, żeby zrobić wszystko". Nie śmiejcie się ale w zasadzie niedawno znów zrozumiałam że mam prawo być niedoskonała. "Po łepkach" jako mój klucz-zaznaczenie istnienia zagadnienia jednak nie będący celem.Konkretnie? Wracam do malowania,zostawiając gotowanie obiadu. Dziś będą mrożonki ;)
    • Ania Piwowarska 24 kwietnia 2015, 15:47 #
      Bardzo ciekawa perspektywa :) Wszyscy mamy prawo być niedoskonali! Dlaczego więc wstydzimy się tego i odczuwamy potrzebę tłumaczenia? Może to absurdalne i niemożliwe dążenie do doskonałości w każdej dziedzinie to społeczno-kulturowe opium, które zbiorowo łyknęliśmy w epoce przemysłowej i się ciągnie za nami? U mnie nie żałować to nie wyrzucać sobie, że czegoś nie zrobiłam a miałam albo, że popełniłam błąd (czyli dawać sobie prawo do błędów i do rozwoju). Robienie "po łebkach" wciąż jeszcze wymaga od mnie wysiłku woli i przypominania sobie o priorytetach :) Bardzo podoba mi się Twoja definicja priorytetów: "Wracam do malowania, zostawiając gotowanie obiadu. Dziś będą mrożonki". Mrożonki to już coś! Maluj i ciesz się tym!!!
  4. Justyna 24 kwietnia 2015, 17:40 #
    Też przydałaby mi się taka lista, ale tak trudno pogodzić się ze wszystkim... Ciągle gdzieś w głowie jest, że może jednak znajdę czas, żeby to zrobić. Choćby na emeryturze! :)
    • Ania Piwowarska 24 kwietnia 2015, 17:55 #
      Trudno – nawet bardzo. "Lista rzeczy do zrobienia na emeryturze" to jeszcze osobna historia :) O ile wcześniej z niej nie wyrośniemy.
  5. mel 25 kwietnia 2015, 00:20 #
    Moim absolutnie ulubionym cytatem z "Minimalizmu po polsku" jest: "Jeśli życie jest podróżą, nie chcę, żeby było wycieczką objazdową o napiętym programie. Chcę na każdym jej etapie mieć czas nacieszyć się widokami. Poznać dobrze swoich współtowarzyszy i dowiedzieć się czegoś o ludziach spotkanych po drodze. Zobaczyć coś więcej, niż oferuje standardowy pakiet atrakcji. Zawędrować na bezdroża i w rzadko odwiedzane zaułki. Iść w swoim tempie, niepoganiana przez żwawych animatorów. Przejściowe niewygody są częścią tego doświadczenia, nie zawsze potrzebny jest standard all inclusive." To zabawne, że, podróżując, realizuję go w 100%, bo taka jest moja filozofia podróży, tak to czuję. Natomiast gdzieś mi się to gubi w życiu i dopiero, jak przeczytałam takie porównanie (jedno z tysięcy przecież) życia do podróży, to poczułam, jakby mnie ktoś walnął w łeb.
    • Ania Piwowarska 25 kwietnia 2015, 12:18 #
      Ja też dobrze pamiętam to porównanie - „nie zawsze jest potrzebny standard all inclusive" :)
  6. Justyna Kozioł – Pani od PR 27 kwietnia 2015, 14:12 #
    Dla mnie wielką ulgą było odkrycie (sic!), że mogę NIE czytać wszystkich newsletterów, jakie do mnie spływają, a wręcz mogę się z nich wypisać i świat się nie zawali. :) Ze względu na pracę, z niektórymi newsami i doniesieniami muszę być na bieżąco, ale plotki z show-biznesu również omijam szerokim łukiem. W pracy z moimi idealnymi klientami nie ma takiej potrzeby. To zaleta skoncentrowania się wyłącznie na tych klientach, z którymi łączą mnie wartości. :)
    • Ania Piwowarska 27 kwietnia 2015, 14:35 #
      Znam to uczucie wielkiej ulgi – gdy czegoś nie robię a świat nadal trwa :) Przypomniałaś mi jeszcze jedną ważną rzecz – faktycznie nigdy nie rozmawiałam z żadnym z moich idealnych klientów na temat plotek z Plotka :)
  7. Gabriela z Kobiecej Siły 1 maja 2015, 15:51 #
    Bardzo boleję nad tym, że tak mało teatru w moim życiu. A teatr, szczególnie amatorski bardzo kocham od lat. Jednak na tym etapie życia tej przyjemności oddaję się kilka razy w roku. No cóż, taka lista jest potrzebna, by nie popadać we frustrację. Bo rezygnujemy świadomie, by stworzyć przestrzen na cos innego, ważnego na tym etapie życia. Serdecznosci Aniu!
  8. ada 22 listopada 2015, 13:01 #
    Hej, przyczepię się po pół roku ale dopiero teraz trafiłam na tego posta: nie "to don't", ale "not to do". Przypominamy sobie Hamleta, który zastanawiał się czy "to be" czy może raczej "not to be" i zastanawiał się całkiem poprawnie ;) Taka uwaga na przyszłość, pozdrawiam! Ps. nie jesteś sama z kompletnym wyłączeniem newsów i telewizji, u mnie już jakieś 3 lata diety informacyjnej.
    • Ania Piwowarska 23 listopada 2015, 01:00 #
      Ada - dzięki za tę uwagę. Za czasów Hamleta pewnie takiej formy nie było, ale na amerykańskiech stronach spotykam ją często :) Zupełnie mi nie brakuje tego podłączenia pod newsy 24 h na dobę :)
  9. Teksciara 30 sierpnia 2016, 07:56 #
    Telewizja to też i mój punkt. Mam jednak problem z wybieraniem - co w tym życiu chcę bardziej, a co trochę mniej? Czy oszczędzać na podróż życia czy może czas pomyśleć o rodzinie i dziecku? W sprawach zawodowych to pestka, ale w życiowych żaden planer nie pomoże ;) Panią Swojego Czasu też uwielbiam!

Co o tym myślisz? Zostaw swój komentarz: Justyna Kozioł – Pani od PR