Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie
Autentyczne pisanie

Lektury nieobowiązkowe

22 sierpnia 2018
Ania Piwowarska

Zapisałam się kiedyś na newsletter, który nieustannie wpędza mnie w poczucie winy.

To Brain Pickings Weekly.

Jego autorka albo kuratorka – Maria Popova – co tydzień zasypuje mnie ładunkiem słów i inspiracji, których nie jestem w stanie udźwignąć, przerobić ani tym bardziej przeżyć.

Najczęściej otwieram z rozmachu i szybko uciekam. Gdzie tylko pieprz rośnie. A nawet w pokrzywy.

Maria Popova nazywa te swoje cotygodniowe zestawienia „Weekly Digest”.

Gdybym jednak miała całą tę porcję strawić co tydzień w podanej przez nią formule – bardzo ciekawej ale też bardzo obszernej – zapchałabym się po brzegi.

Nie miałabym już miejsca na nic więcej. Czytałabym tylko to, co mi podsuwa na talerzu – gotowe do strawienia.

I grzęzłabym do tego w poczuciu winy, że za mało, nie dość uważnie i nie wystarczająco głęboko.

Uciekałam już przed Marią i jej Dostojewskim. Uciekałam przed Marią i jej Kafką.

Przed Marią i Camusem nawet nie uciekałam – udałam, że w ogóle nie było ich w mojej skrzynce.

Ale tym razem zobaczyłam w tytule nazwisko Szymborska.

I nie uciekłam.

Przeczytałam fragment o „Lekturach nadobowiązkowych” – niedawno przetłumaczonych na język angielski i wydanych jako „Unnecessary readings”.

Książka stała się dla Marii Popovej pretekstem do zaprezentowania fragmentu twórczości polskiej poetki.

A dla mnie jest ważnym przypomnieniem od świata.

Czytałam „Lektury nadobowiązkowe” jeszcze w liceum. Czytając na przemian popadałam w zachwyt (jak ona to napisała) i w rozpacz (jak ja tak nie umiem i być może nigdy się nie nauczę).

Nie były to recenzje książek – raczej felietony i eseje. Książki stanowiły pretekst do pobocznych rozważań, zabaw umysłowych i skojarzeń. Czasem bardzo lekkich, a czasem przerażających w swoim erudycyjnym wyrafinowaniu.

Lektury doprowadzały mnie do rozpaczy jeszcze jednym faktem – były tam opisane książki absolutnie zbędne, błahe, spoza kanonu.

A przecież większość tego kanonu była wtedy jeszcze przede mną (Jak ja to przeczytam? Jak ja to przetworzę?, „Jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?” – jak w wierszu  Szymborskiej „Urodziny”, który nazywam wierszem na nadmiar świata)

Zresztą, dlaczego nie zacytować go w całości :)

Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata:
moreny, mureny i morza, i zorze,
i ogień, i ogon, i orzeł, i orzech –
jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?
Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze,
bodziszki, modliszki – gdzie ja to pomieszczę?
Motyle, goryle, beryle i trele –
dziękuję, to chyba o wiele za wiele,
Do dzbanka jakiego tam łopian i łopot,
i łubin, i popłoch, i przepych, i kłopot?
Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,
co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?
Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,
a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!
Domyślam się ceny, choć cena z gwiazd zdarta –
dziękuję, doprawdy nie czuję się warta.
Nie szkoda to dla mnie zachodu i słońca?
Jak ma się w to bawić osoba żyjąca?
Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:
co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę.
Nie zdążę wszystkiego odróżnić od próżni.
Pogubię te bratki w pośpiechu podróżnym.
Już choćby najmniejszy – szalony wydatek:
fatyga łodygi i listek, i płatek
raz jeden w przestrzeni, od nigdy, na oślep,
wzgardliwie dokładny i kruchy wyniośle.

Wisława Szymborska, „Urodziny”

Większość kanonu była wtedy przede mną.

Tkwiła jak wyrzut sumienia w zeszycie, w którym zapisywałam książki, które koniecznie muszę przeczytać, które powinnam przeczytać i które chcę przeczytać.

Listy piętrzyły się w recenzjach z tzw. magazynów opinii, w zestawieniach książek życia, książek na koniec wieku i książek stulecia, a także w szkolnych spisach lektur dodatkowych (które, wiadomo, kusiły mnie dużo bardziej niż te obowiązkowe).

I oto dzisiaj – po bez mała dwudziestu latach od pierwszej lektury „Lektur” – wszystko wróciło.

Wróciły do mnie tamte myśli i tamte lęki.

Być może nigdy nie napiszę niczego na miarę tych felietonów i esejów (nie mówiąc nawet o wierszach Noblistki).

I być może – nie wiadomo, co smutniejsze – nigdy nie przeczytam całego kanonu, nawet tamtego, który kiedyś zapisałam w moim zeszycie.

A przecież moja lista rośnie cały czas. A przecież książek, które chcę przeczytać cały czas przybywa.

Wiecie co się zmieniło?

Po pierwsze postanowiłam nie czekać z pisaniem, aż przeczytam wszystko to, co muszę, chcę i powinnam (bo nie wystarczyłoby mi i tysiąc lat życia).

Po drugie – nie mam już wyrzutów sumienia, kiedy czytam po raz drugi coś, co sprawiło mi przyjemność.

Co więcej, uważam nawet, że wtedy uczę się najwięcej.

Ale nie tylko o naukę chodzi.

Chodzi też o radość czytania rzeczy zbędnych, niepoważnych, błahych.

Tę, którą zaszczepiła we mnie Szymborska i jej „Lektury nadobowiązkowe”. Dlatego bez najmniejszych wyrzutów sumienia sięgnę do tej książki po raz kolejny i przypomnę sobie ulubione kawałki.

Dziękuję Ci Mario Popova.

Twój newsletter tym razem faktycznie „złapał mnie za mózg” – mimo że przeczytałam z niego tylko kawałek.

A w przyszłym tygodniu – kiedy w mojej skrzynce znów pojawi się zestawienie „Brain Pickings” – otworzę je albo i nie.

I niezależnie od tego, co zrobię, nie będę mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.

 

PS 1: Oczywiście polecam newsletter Brain Picking Weekly tym z Was, którzy i które umieją „nie czytać”. Umieją wybierać i olewać.

Dla innych grzebaczy – może to być ciężkie wyzwanie. Ale kto powiedział, że mamy unikać wyzwań?

Pod tym linkiem zobaczysz mały wycinek – poświęcony Szymborskiej.

 

PS 2: Znacie „Szufladę Szymborskiej”?

To wystawa poświęcona poetce i jej szpargałom – mieści się w Kamienicy Szołayskich w Krakowie – przy Placu Szczepańskim.

Zdjęcie pochodzi z wystawy. Ale polecam ją w całości i na wyrywki.

A już szczególnie zbieraczom różnej maści:

Zbieracz, pokąd sięga pamięcią, zawsze coś  zbierał, chociaż niekoniecznie to, co zbiera teraz albo będzie zbierać w przyszłości.

Jest tam również regał z książkami, wśród których można się doszukać kilku lektur z tych „nadobowiązkowych”.

 

 

7 komentarzy

  1. Aga 22 sierpnia 2018, 14:56 #
    Ja jestem taką szperaczką. Uwielbiam Szymborską. Zachęciłaś mnie do tej książki.
  2. Michał 22 sierpnia 2018, 15:21 #
    Ciekawy tekst. Mam podobne odczucie bogactwa otaczającego mnie świata, czasami to przytłacza, nie wiem co wybrać. I nie chodzi tylko o sztukę, ale o całość możliwych doznań. Ocean możliwości.
  3. Anna 22 sierpnia 2018, 22:09 #
    Ach, ja też dostaję takie newslettery, po których mam ból głowy, że za mało, że nie ogarniam, a świat tak pędzi i wokół sami superbohaterowie, a tylko ja mam chęć ukryć się za pokrzywami i słonecznikiem żeby pogapić się na biedronki :-D (po czym oczywiście wcale nie idę na zielona trawkę tylko "napieram"...) Dzięki Aniu za ten artykuł, poproszę o kolejne takie :) I dziękuję za ten wiersz Szymborskiej, nie znałam go, a jest tak piękny, że nauczę się na pamięć! (i całkiem niezła rozgrzewka "aparatu mowy" np. przed nagrywaniem podkastu! :)
  4. Paweł 20 grudnia 2018, 12:09 #
    Świetnie się to czyta. Widać w Twoich tekstach tyle pasji:)

Co o tym myślisz? Zostaw swój komentarz: Aga